† Franciszek Józef I.

WIEDEŃ. (TBK.) Nadzwyczajne wydanie "Wiener Zeitung" ogłasza, że Jego Ces. i Król. Apostolska Mość Cesarz Franciszek Józef I. dziś 21. listopada o 9. wieczorem łagodnie zasnął w Panu na zamku Schonbruńskim.

 

 

Wśród szczeku oręża, rozlegającego się od jednego krańca Europy po drugi przy krwawem lun świetle, zamknął oczy na sen wieczny Monarcha, którego pragnieniem było dokonać dni swych spokojnie. Wszak nazywany był i wielbiony jako "władca pokoju" i niejedna poniósł ze swych monarszych zamiarów ofiarę, by zażegnać krwawe widmo, które skradało się chyłkiem to z tej, to z owej strony, grożąc mordem, najazdem i pożoga.

 

I jakkolwiek w ferworze wojennym wrogowie monarchji winę za wybuch wojny zwalić usiłują także na Austro-Węgry, to pewna, że gdyby wola Monarchy mogła mieć moc rozstrzygania, nie przyszłoby nigdy do tych krwawych zapasów.

 

Z właściwą sędziwemu wiekowi wyrozumiałością, a nawet pobłażliwością przez długie czasy głuchy był na prowokacje, jakich nie szczędziła zawiść i podstępność nieprzyjaciół monarchii. Umiał też hamować wzburzenie kierowników rządu, ilekroć zaogniał się antagonizm. I już przypuszczano, że ta cierpliwość podziwu godna, że ta ustępczość, która np. w czasie zawiklania aneksyjnego na ciężką narażona była próbę, — odniesie tryumf i że przynajmniej dopóki starczy życia Franciszkowi Józefowi, widmo wojny powszechnej pozostanie widmem.

 

Mord serajewski dopełnił jednakowoż miary. Nawet w tym starcu pełnym dobroci i pobłażania, zakipiała krew oburzeniem.

 

Uczuł, że dalsze hamowanie tego pędu, jaki obrały dzieje współczesne, grozi rozbiciem monarchji. I był to może najboleśniejszy moment w życiu zmarłego Cesarza, gdy u schyłku żywota musiał dobyć miecza z pochwy. Musiał — zmuszono go. Zaznaczając ów przymus w swej proklamacji wojennej, uczynił to z całem przeświadczeniem, że wypowiada prawdę, a dzieje będą kiedyś, gdy ucichnie walka namiętności, będą musiały przyznać mu, że istotnie mial prawo to powiedzieć.

 

Jego szlachetne, dobru ludów oddane serce, bolało niewątpliwie nad ową decyzją, ale obowiązek monarszy domagał się jej nieodzownie.

 

Miał przynajmniej to zadowolenie, że po początkowej fazie niepowodzeń, wynikłych z powodu zaskoczenia, szereg imponujących zwycięztw laurami okrył siwiznę dobrotliwego władcy, że wojna przybrała zwrot dla nieprzyjaciół monarchji niepomyślny i strategiczne położenie stale już utrzymywało się odtąd w tym charakterze. Ale nie dożył końca wojny. Jeszcze nie odszedł Mars na żelaznych stopach, jeszcze furja wojenna nie wypuściła z rąk pochodni i gasnące oko "pokojowego władcy" ostatnim rzutem obejmując doczesność, nie mogło doznać upragnionej pociechy, że już po wszystklem złem, że wrogowie zdeptani, że państwo po dniach gniewu Pańskiego znowu powraca do życia w ładzie i spokoju...

 

W tem jest jakby dopełnienie niezmiernie ciężkich przejść, których tyle zaznał w ciągu żywota. Wiadome są i zawsze budziły współczucie, tragiczny zgon jedynego syna i małżonki, zamordowanie bratanka, przeznaczonego do objęcia tronu — to tylko te najcięższe ciosy, które przeszyły jego szlachetne serce.

 

Miał natomiast nagrodę w miłości ludów, jaka chyba żadnego ze współczesnych panujących nie była udziałem. W uwielbieniu dla Monarchy, który isto nie był wzorem żelaznego hartu ducha i obowiązkowości, jednoczyły się uczucia wszystkich.

 

Polacy szczerze uczestniczyli w tem wiernem przywiązaniu do osoby dostojnego władcy. Jemu bowiem przedewszystkiem zawdzięczał, iż w tym naszym kraju, dano im możność narodowego rozwoju. Ces. Franciszek Józef przy każdej sposobności składał dowody, że ma dla naszych dążeń zupełne zrozumienie i popierał je też usilnie, ilekroć nadarzyła się po temu sposobność. Chętnie też zjeżdżał do naszego kraju, aby węzły te odświeżać, a każdym razem odwiedziny monarsze pozostawiały po sobie trwałą pamięć, dodawały nam otuchy i umocnialy stanowisko Polaków. A już najwspanialszy dowód swej wielkoduszności złożył na niewiele dni przed zgonem przez wiekopomny akt, mocą którego pospołu ze swym sprzymerzeńcem, ogłosił niezawisłość i wolność Polski.

 

To też z glębokim żalem stajemy u trumny Franciszka Józefa, i z całą szczerością naród nasz uczestniczy w żałobie, która spadla na państwo. Ufamy Opatrznośći, że dzieło jego następca poprowadzi dalej, i że nie już nie zdoła wykreślić z kart historji tego wielkiego czynu, jaki związał mię ces. Franciszka Józefa nierozerwalnie z nową erą naszego narodowego bytu.

 

[Kurjer Lwowski]

22.11.1916