Turniej nad mową p. Barwińskiego.

 

Podana przez nas w dokładnem streszczeniu mowa posła ruskiego p. Barwińskiego, miana w parlamencie wiedeńskim podczas debaty nad reformą waluty odbiła się głośnem echem — wprawdzie nie w Еuropie, do której w pierwszym rzędzie była adresowaną, ale w prasie słowiańskiej: czeskiej, polskiej i ruskiej w Austrji. Z pism niemieckich tylko ministerjalna Presse podniosła znaczenie tej przemowy w sposób, który, niestety, w oczach Rusinów więcej zaszkodzić, niż pomódz im może. Eskontowame antyrosyjskiego oświadczenia posła ruskiego zaraz na karb ulubionej Versohnungspolitik hr. Taaffego i przedstawienie tegoż w taki sposób, że Rusini już w Austrji mają wszystko, czego nie mają w Rosji, było rzeczą bądź co bądź przedwczesną i nietaktowną, i p. Barwiński sam zapewne nie bardzo za to może być wdzięcznym żurnalistom ministerjalnym.

 

Równie przedwczesnem i nietaktownem wydaje nam się także eskontowanie tego przemówienia ze strony niektórych pism polskich na rzecz polsko-ruskiej zgody, sojusznictwa Polaków z Rusinami w walce z Rosją itp. Warum in die Ferne schweifen? Po co latać myślą w dalekie sfery przypuszczeń, a nie trzymać się twardej rzeczywistości? A rzeczywistość ta jest taką, że poseł Barwiński dał wyraz — bardzo zresztą łagodny, choć i stanowczy — oburzeniu i żalowi, który podzielają wszyscy patrjoci ruscy, który podzielać musi każdy człowiek miłujący swobodę — na barbarzyńskie i obskurne rozporządzenie rządu rosyjskiego z maja 1876 r., zwane także ironicznie lex Jusephovicia, a zakazujące używania języka małoruskiego w szkołach, urzędach, cerkwiach i w druku z wyjątkiem utworów beletrystycznych, przedruku starych aktów i materjałów etnograficznych. Wskazawszy na to wyparcie języka ruskiego z nauki i literatury (jakie znaczenie ma pozwolenie drukowania belletrystyki ruskiej — o tem wspomniemy dalej) — poseł Barwiński podniósł drugi fakt również niewątpliwy, że obecnie Rusini tylko w Austrji, dzięki jej urządzeniom konstytucyjnym, mają możność rozwijania swej narodowości i pragną tę możność wykorzystać. Jak oni pragną to zrobić, jakie znaczenie może meć rozwój narodu ruskiego dla Austrji, dla Słowiańszczyzny, dla Europy całej — o tem p. Barwiński nic nie mówił. Można tego żałować w interesie jego samego i w interesie politycznej doniosłości jego mowy, która w takim razie byłaby pewnie zainteresowała nierównie szersze koła — ale nie można tego, czego on nie powiedział, dopełniac dowolnymi wnioskami i przypuszczeniami, do których mowa jego nie daje podstawy.

 

W całym turnieju polemicznym jedynie zrozumiałymi co do pobudek, chociaż wprost wstrętnymi moralnie są głosy Narodnich Listów i Hałyckiej Rusi, uderzające na Barwińskiego za to, że tenże śmiał wystąpić przeciw Rosji, że śmiał czynić podkop pod wielkością jej potęgi, że śmiał w tym względzie sekundować Polakom, których za ich występowanie przeciw Rosji prasa rasofilska dawno odsądziła od miana Słowian. Hał. Rus przesadza się w konceptach, jak nazwać Barwińskiego za jego "zdradę sprawy ruskiej" i siągnęła pamięcią aż do nieboszczyka hetmana Mazepy, który widząc, że car Piotr wcale niedwuznacznie chce zdusić Ukrainę, sprzymierzył się ze Szwedami przeciw Moskwie i zginął w tejże walce. Moskwa osądziła ten czyn kozackiego hetmana, wyklęła jego pamięć i użyła całego aparatu cerkiewnego, by ludowi ukraińskiemu zohydzić nawet imię człowieka, który ostatni śmiał pomyśleć o samodzielnem życiu politycznem Ukrainy bez Moskwy.

 

Ale historja, roztrząsająca rzeczy chłodno, licząca się z pobudkami i skutkami, nie ma najmniejszego powodu kontrasygnować przeklęć płatnych popów i hierarchów, zwłaszcza pomnąc, że ten sam hierarcha, Ukrainiec z rodu, który był autorem formuły przeklęcia Mazepy, niedługo przedtem pisał na cześć jego ody pochwalne! W obliczu historji hetman Mazepa jawi się nie gorszym i nie lepszym politykiem od swych poprzedników, hetmanów Doroszenki, Wyhowskiego i samego Chmielnickiego; wszyscy oni z konieczności grali dwulicową grę, zdradzali byłych sojuszników, wszyscy oni byli zresztą nieodrodnemi dziećmi swego czasu. W tym względzie porównanie p. Barwińskiego z Mazepą jest zupełnie niedorzecznem, tak niedorzecznem, jak porównanie otwartego i niedwuznacznego słowa, z czynem zdradzieckim i dwulicowym.

 

Innego środka jęły się młodoczeskie Narodni Listy, organ Gregra, forytujący par compagnie także p. Vaszatego z jego brządkaniem w wielki dzwon rosyjskiej potęgi. Pismo to powzięło myśl desperacką — dowieść nieprawdziwości obu tez, wygłoszonych przez p. Barwińskiego, tj.

 

1) że Rusinom w Rosji żadna się krzywda nie dzieje, i

 

2) że właśnie w Austrji Rusini są uciemiężeni.

 

Punkt pierwszy udowadnia organ młodoczeski artykulikiem, przetłumaczonym z organu Sław. błagotworitielnago Obszczestwa, miesięcznika Sławianskoje Obozrjenije, w którym wyliczono książki i broszury małoruskie, jakie w ostatnich latach ukazały się w Rosji, przyczem dla większego decorum dosypano jeszcze trochę takich, które wprawdzie wyszły z pod pióra Ukraińców, ale wydane zostały w Austrji, w Galicji. "Oto dowód — wołają Nar. Listy, że Barwiński powiedział nieprawdę, że literatura małoruska w Rosji nie jest zabronioną! Ależ na miły Bóg, cóż to za literatura! Czy może ona konkurować z rosyjską i czy nie lepiejby było Małorusom porzucić swoją dziecinną zabawkę i odrazu przyłączyć się do Wielkich Rusów".

 

Przyznajemy się, że takiej perfidji nie spodziewaliśmy się w organie stronnictwa, które niedawno, na wiedeńskim bankiecie pożegnalnym, samo ustami swych prowodyrów wielbiło swój demokratyzm, swą słowiańskość, swą postępowość. Kto zna tekst legis Josephoviciae, ten wie, że belletrystyka małoruska nie jest nim zakazaną, ą wszystkie książki wymienione przez Sław.-Obozrienije, należą właśnie do tej kategorji. Nie na istnienie tej belletrystyki w Rosji należało zwrócić uwagę, lecz raczej na to, dlaczego jej tak mało i dlaczego jest ona tak nędzną. I tutaj mogłyby były Nar. Listy, jeżeli wogóle znają przedmiot, o którym piszą, skonstatować dwa fakty uwagi godne:

 

1) że prawie żadnej lepszej rzeczy po małorusku pisanej cenzura rosyjska nie dopuszcza do druku (wymienimy tu dla przykładu: dramat Myrnego "Łymeriwna", jego powieść "Łychi lude" i liczne książki zbiorowe, których wydanie zamierzonem było w Kijowie, Odessie, Charkowie i innych miastach południowo-ruskich);

 

2) że natomiast cenzura systematycznie i z upodobaniem przepuszcza rzeczy nędzne, bez wartości, nieraz wprost niemoralne i demoralizujące, by skompromitować w oczach świata samą ideę literatury małoruskiej.

 

Lecz jeżeliby nawet tak nie było, jeżeliby małorusini w Rosji rzeczywiście nie mogli się zdobyć na lepszą belletrystykę, niż ją produkują na Ukrainie (nieprawdziwości tego przypuszczenia dowodzi najlepiej szereg pięknych i cennych beletrystycznych dzieł małoruskich drukowanych w Galicji) — to czyż można powiedzieć, że sama belletrystyka tworzy literaturę? Wszakżeż tu potrzebna krytyka, tłumaczenia, historja, prace naukowe, publicystyka, popularna literatura. Tego wszystkiego Małorusinom w Rosji tworzyć nie można, a dopóki nie można, póty gadanie o niemożliwości konkurencji literatury małoruskiej z wielkoruską jest niecną perfidją.

 

Tezę drugą dowodzą Nar. Listy faktami wyjętymi z Hał. Rusi (mogły je wziąć i od nas!) o aresztowaniach chłopów ruskich, udających się do Rosji na uroczystości wołyńskie. "Dziwna logika — kończą swą diatrykę Nar. Listy: "jeżeli Polak bije "Rusa", to jest to zasługą, czynem Bogu miłym, ale jeżeli bije Rus Polaka, to jest barbarzyństwem azjatyckiem!" Za pozwoleniem Nar. Listów! W kwestji bicia zawsze należy rozróżniać, kto bije i za co bije? Bywa bicie, które tak lub inaczej można usprawiedliwić — bicie za winy popełnione. Bywa bicie, za które nie można winić np. Polaków — jeżeli krzywdę Rusinowi robi jakiś organ policyjny. On potrafi to samo zrobić i Polakowi i Czechowi — bez względu na narodowość. Abstrahując od tych dwóch ewentualności zapewniamy braci Młodoczechów, jeżeli niewinnie bije Rus Polaka — to jest to zdrożność; jeżeli Czech lub ktokolwiek inny cieszy się z tego lub owego bicia, pochwala je, nie oburza się na nie lub je usprawiedliwia, to jest to podwójna zdrożność, to zanik elementarnego poczucia sprawiedliwości.

 

[Kurjer Lwowski]
 

27.07.1892