Ś. p. Józef Milewski.

Nowa ciężka żałoba okryła społeczeństwo polskie. Na tulactwie zmarł dnia 16. stycznia br. w Kijowie dr. Józef Milewski, dyrektor Banku krajowego.

 

Odszedł od znanej dobrze ogółowi służby społecznej, naukowej i narodowej, którym poświęcił bogate zasoby swei wiedzy.

 

Niezwykły prawdziwie czlowiek — sercem, umysłem, nieskazitelnością i szlachetnością charakteru oraz służba dla narodu, pojmowaną w najczystszy sposób. I odszedł właśnie w chwili, gdy nam takich bardzo potrzeba.

 

Kto znał Go, kto czytał Jego prace, słuchał Jego mów, czy niezapomnianych wykładów, ale zwłaszcza ten, kto bliżej i cześciei z Nim się stykał, ten wie dobrze, że z niesłychaną — wprost fenomenalną kulturą umysłową i wiedzą łączyła sie u Niego przedziwna słodycz usposobienia, chęć, niemal potrzeba świadczenia dobrze naokoło Siebie i wielka ujmująca prostota, podbijająca otoczenie. Toż nic dziwnego, że lgneli do Niego wszyscy, szanowali wysoko — prawdziwie, a bliżsi — sercem płacili za to wielkie serce.

 

Zmarł jak żołnierz na posterunku, osierocając instytucje, której dziesięć lat byl współsternikiem. Stanowisko dyrektora Banku krajowego objął w chwili największego rozwoju tej instytucji. Bystry Jego umysł spostrzegł natychmiast, że wobec silniejszego tempa życia gospodarczego kraju, wobec postępującego zalewu kraju przez obcy kapitał, naczelna krajowa instytucja kredytowa, wyposażona kapitałem zakładowym 4 milionów koron, nie jest w stanie zadania swego należycie spełnić. Dzięki też niestrudzonym Jego staraniom, mimo wichru przeciwności, które zwaltzać musiał, udało Mu się dwukrotnie w roku 1908 i 1914 przeprowadzić bardzo znaczne powiększenie kapitału zakładowego i w ten sposób podstawę Banku krajowego wzmocnić i rozszerzyć na długie lata.

 

Drugą pierwszorzędną Jego zasługą było utworzenie osobnego krajowego funduszu inwestycyjnego dla popierania rodzimego rolnictwa, przemysłu i handlu — w sposób nie obciążający ryzykiem i finansowo obrotowych funduszów bankowych, która to akcja dopiero co rozpoczęta, mimo ciernistej drogi, jaką wszelkie podobne usiłowania u nas iść muszą — w przyszłości niezawodnie obfity plon przyniesie krajowi i instytucji.

 

Prócz szeregu innych akcji, projektów i reform, które zainicjował i przeprowadził, wspomnieć należy o wielkiej, zasadniczej, na wskróś postępowej reformie systemu plac urzędników Banku krajowego, która przeprowadził w r. 1913, a która w szeregach oddanego Mu grona urzędniczego na zawsze wdzięczny wystawiła pomnik.

 

W osobie Zmarłego nieodżałowanej pamięci prof. Milewskiego stracili bowiem urzędnicy nietytko najlepszego kierownika, ale i przyjaciela, który zawsze po ojcowsku troszczył się o ich dole, u którego też każdy z nich w razie potrzeby znajdywał ciepłe słowa i czynne poparcie.

 

Aby pamięć Zmarłego utrwalić, uchwaliła dyrekcja Banku krajowego utworzyć fundusz stypendyjny Jego imienia, na który obecnie dyrektorowie i urzędnicy składają datki. Fundusz ten pod zarządem każdorazowej dyrekcji Banku krajowego będzie służył do udzielania stypendjów dzieciom niezamożnych funkcjonariuszy Banku krajowego.

 

Stokroć większe od przykładowo wyżej wymienionych kilku prac, jakich dokonał, są te zasługi, jakie śp. Zmarły oddawał instytucji na każdym kroku, każdej sprawie przez szerokie ujęcie i traktowanie każdej sprawy, każdego ważniejszego problemu, przez impulsy, którymi kolegów swych zasilał, przez świetne krytyczne oświetlenie każdej nowej myśli, każdego ważniejszego zjawiska gospodarczego.

 

Dowodem pracowitości i wszechstronności umysłowej Zmarłego jest fakt, że przyszedłszy do Banku krajowego, nie porzucił pracy naukowej, której się od szeregu lat oddawał jako profesor Wszechnicy krakowskiej. We Lwowie wydał kilka prac, z tych jedną niemal syntetyczną, na szerokiej opartą podstawie (Zagadnienie narodowej polityki), a jako honorowy profesor Uniwersytetu lwowskiego, miewał nawet wykłady z dziedziny skarbowości, które zyskały nadzwyczajny rozglos. Dawniejszy mandat do Rady państwa zastąpił później mandatem do Sejmu krajowego, który do ostatka piastował. Z powodu ogromnego zasobu wiedzy ekonomicznej, powoływano Go do wszystkiech prawie ważniejszych ankiet i organizacji gospodarczych, gdzie talentem oratorskim i doskonalą znajomością stosunków i urządzeń gospodarczych swojskich i obcych — wybijał się zawsze na plan pierwszy.

 

Był członkiem Krakowskiej Akademji Umiejętności.

 

Gorąca miłość kraju — pojmowanie służby w krystaliczny sposób, który za wzór do naśladowania może i powinien być wszystkim stawiany, przejście przez cale życie pod jednym kątem patrzenia: "oddać najwięcej z siebie drugim, służyć Ojczyznie wszystkiem i zawsze", a wreszcie ten zgon na wychodźtwie na stanowisku, na którem dotrwał mimo nadwątlonego zdrowia — oto, dlaczego czcimy i czcić będziemy na zawsze Jego pamięć.

 

[Kurjer Lwowski, 09.02.1916]

 

Gdy Milewskiego wywozili Rosjanie jako zakładnika, mówił mi z ręką na chorem swem sercu: "Ja tego nie przetrzymam". Umarł w pól roku, pielęgnowany przez jedyną swą córkę, która towarzystwo swe na tę smutną podróż u ojca wyprosiła. Czy umarłby tak rychło i tak mlodo w warunkach normalnych? Zdaje się, że śmierć Milewskiego wdągnąć należy do tej dłuższej listy Polaków, co legli w tej wojnie chóć nie od morderczej kuli.

 

Wiadomo ogólnie, że Józef Milewski był wielkim ekonomistą, ale mniej jest wladomem, że kochał daleko więcej jeszcze cnotę, niż naukę. A widnieje to już wyrażnie z jego pism, nietylko z życia. Teza Krasińskiego "a największy rozum cnota", nie jest całkiem obcą nauce ekonomji, nie bywa wszakże dobitnie głoszoną. J. Milewski jej nigdzie nie stawia, tylko przebija ona jak perły przez fale z dna jego myśli. Była to bowiem dusza ze szczerego złota i z jednego kawału złota, i była na wskroś polska i chrześcijańska. W niej bilo owo zródlo codziennego zadowolenia, prostoty i szczerości, które go cechowały, z niej czerpał śmiałość swą obywatelską i temperament, oraz natchnienie do decyzji w poważnych chwilach. Mógł był np. zostać ministrem finansów. Odmówił. Krótko przedtem zadziwił jako referent komisji budżetowej dwugodzinną swą mową parlament i ministra skarbu, który, gdy skończył, oświadczył głośno: "póki żyje, podobnej mowy nie słyszałem". Należał bowiem Milewski do najlepszych mówców dzisiejszej Polski, a dodam zaraz, że z równą łatwością a precyzją pisał. Widziałem całe foljanty pisane jednym tchem, przeznaczone do druku, w których maleńka poprawka zdarzała się zaledwie co kilkadziesiąt stron.

 

Otóż przy rekonstrukcji gabinetu zwrócił się premier do Milewskiego, ale on postanowił już wtedy hodować owoce tylko na ojczystej niwie. Taką miał duszę, prostą i skromną, i tak wyłącznie swemu narodowi oddaną. Widzimy co odtąd w wirze wysokich kwestji politycznych kraju, pracującego ustawicznie słowem i piórem. Jako dyrektor Banku krajowego, a poseł do Sejmu, miał doskonałą sposobność, sprowadzać naukę ekonomji na grunt kwestji realnych, a objawy życia badać naukowo. Teraz też pisze najdojrzalsze swe prace. A jeżeli się zdarzy, że przeciwnicy polityczni urządzą przeciw niemu krucjatę, zafrapuje i prawie ubezwładni ich niezwykłym sposobem obrony. Jako prawy grand seigneur duchowy, podaje za całą obronę wyjaśnienie zasad. Jego osobiście nie dotknięto wcale! Wszakże stwierdzał kiedyś z radością, że dusza nasza podniosła się, bo już często "nienawidzimy błędy, nie ludzi".

 

Prosta jego natura żywiła jednakowoż wysokie ambicje! Owszem, ale za najwyższa dla siebie godność uważał Milewski — dziś można to już powiedzieć społeczeństwu — cierniową prezesurę Rady Narodowej. A jak sam zacnością oddychał, tak żądał jej od wszystkich, od całego społeczeństwa od polityków i ekonomistów i wszystkich państwowych i krajowych funkcjonariuszy. Dla niego nie było najmniejszej wątpliwości, że zasady katechizmu obowiązują w równej mierze także rządzących. "Machiawelizm", pisze, "jest wprost antyspołeczną i antycywilizacyjną praktyką i doktryną".

 

Równie serdeczne były przekonania religijne Milewskiego. Wyznawał je otwarcie w swych pismach i wysokie zasługi kościoła naszego dla świata głośno słowem i drukiem podnosił.

 

Charakter i umysł tego rodzaju nie mógł prowadzić polityki prowincjonalnej. Ze wszystkich pism swoich najwyżej cenił książkę "Zagadnienie narodowej polityki", a w niej skupił właśnie ducha rozdzielonej ojczyzny i nawiązał tem samem do wielkich tradycji umysłowośd polskiej z pierwszej polowy dziewiętnastego wieku. Wówczas — czy to Krasiński, czy Libelt, Cieszkowski, czy Supiński — wszyscy widzieli uznawali jedną kwestią polską ponad codzienne dzielnicowe zagadnienia.

 

Nie wynika z tego oczywiście, aby kwestji pojedynczego zaboru trafnie nie oceniał. Owszem im poświęcił połowę swych pism pomniejszych, mów i artykułów.

 

Do jakiego stronnictwa należał? Ach, o tem mówią wyraźnie jego pisma, a te postukują jedynie i wyłącznie, gdzie leży w każdej kwestji dobro narodu? Pisał do Milewskiego pewien profesor krakowski: "Czytuję teraz wieczorami z ojcem "Zagadnienie narodowej polityki" w drugiem wydanie, nieraz obydwaj ze łzami." Milewski był jednym z hetmanów tej wielkiej partji, która pracuje niestrudzenie na dnie wszystkich stosunków, wszystkich zacnych usiłowań polskich, i przyłącza się do każdej rozumnej roboty, z której korzyści dla narodu oczekuje. Partia ta liczy wiele tysięcy członków, zapisanych w części na listach najróżniejszych stronnictw. I temu właśnie ogólnie polskiemu, stanowisku swemu zawdzięczał, że kiedykolwiek wśród rozgorzenia ogólnej dyskusji głos podnosił to cechowały go staje spokój i prostota, nieskażone walkami, jakie wrzaly koło niego. Niechaj inni szukają prawdy swego otronnictwa, on pragnie dotrzeć do prawdy istotnej.

 

Dopiero wojna, ta wielka zagadka, jaką się przed jego okiem zawiązała, poczęła szybko absorbować siły nadmiernie wrażliwej konstytucji. Duch tylko pozostał silnym i pośród pożogi krystalizował samorodne myśli. I uznał Milewski, że po tej wojnie nastanie era przodowania narodów nad państwami. Więc uczul się szczęśliwym, że pierwszy postawił tezę, że istnieje zagadnienie polityki narodowej i że to on szeroko założył obławę, aby dla własnego narodu zagadnienie polityki jego znaleźć i rozwiązać. I po cichu, pośród wczasów inwazji rosyjskiej począł pisać dzieło nowe, w którem nie państwo, ale naród zasadniczo jako podmiot polityki występuje. Naród jako jedność polityczna najwyższą jest forma zrzeszenia i naród najważniejsze ma cele ujmować i spcłniać.

 

Tego ostatniego dzieła swego napisał Milewski przed wywiezieniem do Kijowa tu we Lwowie część może trzecią. Czy je w Kijowie wykończył, nie wiem. Nie wątpię, że ta praca nie zaginie i ogłoszoną zostanie swego czasu, bo jest niezmiernej wagi. Polska, która od chwili rozbiorów tylko narodową politykę prowadziła, najgłębiej znaczenie narodu jako jednostki politycznej wyrozumieć mogła pośród konkurencyjnego rozwijania się państw. Niechaj ten datek dla Europy pozostanie zasługą bojownika dla prawdy, Józefa Milewskiego.

 

Przy najdojrzalszej zapewnie pracy swojej umarł, nie doczekawszy słońca wolności. Ale nam wszystkim umierać już łatwiej, gdy rozkoszujemy się jego zorzą. Bezmierne ofiary Polski były dla tego serca zbyt ciężkie. Chore było i przyspieszonego silnego bicia na długo nie zniosło. Teraz ma wreszcie spokój, niech 70 używa na wieki.

 

[Kurjer Lwowski, 10.02.1916]

10.02.1916