Galicyjska własność ziemska

I.

 

Cyfry i fakty.

 

Zamierzając w nowym roczniku "Przeglądu społecznego" podać szereg artykułów o wewnętrznych stosunkach Galicji tak ekonomicznych, jak i społecznych, zaczynamy tę pracę od „gruntu", tj. od własności ziemskiej, która bądź co bądź. jest dotychczas główną osią, około której obracają się nasze stosunki krajowe. Rzecz, to zresztą naturalna w kraju o tak słabo rozwiniętym przemyśle, o małych, na pół rolniczych miastach, w kraju, którego reprezentacja prawie w ⁹/₁₀ częściach składa się z właścicieli większych posiadłości gruntowych, a więc z rolników, i w którym więcej jak 80% ludności zajmuje się rolnictwem. Lecz własność ziemska w Galicji z innych jeszcze względów ześrodkowuje na sobie uwagę wszystkich zajmujących się sprawami publicznemu Własność ta przechodzi obecnie bardzo ciężkie i fatalne stadjum rozwoju. Wyszedłszy z położenia względnej trwałości, uwarunkowanej całym systemem graniczeń wypływających ze stosunków pańszczyźnianych i z absolutnej formy rządu, własność ta od r. 1848 przedstawia rzekę, na której wiosenne slońce zwolna kruszy i łamie lodową skorupę. Pod wpływem z jednej strony naszych ustaw opartych na prawie rzymskiem i uznających ziemię za nieograniczoną własność jednostek z prawem używania i nadużywania (jus utendi et abutendi). a z drugiej strony pod wpływem zachodnio-europejskiego kapitalistycznego rozwoju, który coraz potężniejszą falą na nasz kraj napiera, własność ta coraz szybciej zaczyna wpływać w wir spekulacji, zaczyna z jednej strony drobić się na niemożliwe okruchy, a z drugiej konsolidować się w potężne latifundia, zaczyna coraz szybciej zmieniać właścicieli, staje się coraz mniej podstawą dobrobytu krajowców, a coraz bardziej przedmiotem wyzysku i eksploatacji dla cudzoziemców. Stąd pochodzi z jednej strony olbrzymie obdlużenie tej własności, z drugiej gwałtowny wzrost wiejskiego proletariatu. I większa i mniejsza własność chorują i upadają z jednakowych prawie przyczyn. Lecz zamiast szukać wspólnego źródła choroby, wspólnego ratunku, walczą ze sobą: jedna chce ratować się kosztem drugiej i szarpiąc się wzajemnie zaogniają tylko wspólną ranę zamiast jej leczenia. Wobec tego nieznośnego stanu dość często posłyszeć można z ust przedstawicieli nietylko większej, ale i mniejszej własności takie zdanie, że „za pańszczyzny lepiej było". Że regulacja stosunków gruntowych (abstrahując od osobistych) była wówczas daleko lepszą i dla kraju naszego odpowiedniejszą, to zdaje się. nie podlega wątpliwości, że przypomnimy choćby nadzwyczaj ważną normę, według której ziemie chłopskie czyli I. zw. rustykalne stanowiły dla siebie korpus osobny i co do swej wielkości wedle prawa niezmienny, tj. że właściciel t. zw. dominikalnej czyli dworskiej ziemi nie mógł pod żadnym warunkiem do swych gruntów włączyć ani jednej parceli gruntu rustykalnego. Rzecz oczywista, że w takim razie pan, wykonywujący zwierzchnictwo, ale nie będący właścicielem gruntów rustykalnych w swej wsi, musiał dbać o to. by każda parcela tego gruntu była obsadzona, była w używaniu jakiegoś „poddanego", bo inaczej tracił przypadającą od tego gruntu pańszczyznę. Prawda, ustawa ta o niewlączalności gruntów rustykalnych do gruntów dominikalnych nigdy nie była ściśle przestrzeganą i w ciągu austrjackiego panowania w Galicji, a osobliwie w dwóch dobach, w r. 1817—19 i w r. 184G—1849 mnóstwo parceli rustykalnych t. zw. pustek zostało włączonych do gruntów dworskich. Lecz bądź co bądź, była to nie norma, a tylko przekroczenie normy.

 

Liberalna era po r. 1848 nie zniosła wprawdzie różnic faktycznych między posiadtością rustykalną i dominikalną. lecz zniosła prawną między niemi granicę, zmieniając w zupełności prawne pojecie pierwszej. Gdy bowiem grunta rustykalne za czasów pańszczyźnianych nie były właściwie ani pańską ani chłopską własnością, lecz niejako tylko wspólnym „hindus instructus". zostającym pod bezpośredniem zwierzchnictwem w lasciciela dominium a posredniem— państwa. ¹) to patent abolicyjny z d. 17 kwietnia 1848 roku uczynił te grunta własnością prywatną tych chłopów, którzy w danej chwili na nich siedzieli. Pod względem prawnego pojęcia rok 1848 zrównał zatem wszystkie kalegorje ziemi w Galicji; zamiast dotychczasowych historycznych kategorji gruntów dominikalnych, rustykalnych i wolnych (należących do drobnej szlachty zagonowej, nie dającej, ale i nie pobierającej pańszczyzny) wytworzył tylko dwie ekonomiczne kategorje: większej i mniejszej własności ziemskiej.

 

Reforma ta, tak ważna i tak głęboko sięgająca, przeprowadzona była, jak i wszystkie reformy u nas, połowicznie. Z pod patrymonialnej kurateli uwolnione nasze społeczne siły puszczono do nowej, nieznanej jeszcze walki konkurencyjnej z nierównemi zasobami i szansami powodzenia. Większa własność już przez to miała więcej widoków utrzymania się i zwycięstwa w tej walce, że była większa i że przy podniesionych z r. 1848 cenach produktów rolnych i rolniczo-przemysłowych (wódki) daleko łatwiej mogła zastosować się do nowej, pieniężnej gospodarki. Nadto miała ona utworzoną jeszcze przy końcu XVIII. w. tabulę i ugruntowaną na tejże stanową i przez rząd uprzywilejowaną instytucję finansową, dzisiejsze "Towarzystwo kredytowe ziemskie", założone w r. 1841, miała więc możność korzystania z taniego hipotecznego kredytu. Nie dość na tych, czysto ekonomicznej natury korzyściach; większa własność umiała podczas przewrotu 1848 roku uratować dla siebie znaczne szczątki przywilejów czysto pańszczyźnianych. z których najgłówniejszym i dla całego dalszego rozwoju naszych stosunków wiejskich nadzwyczaj fatalnym jest—prawo propinacji. Natomiast drobna własność weszla w liberalną erę kompletnie ogołoconą ze wszelkich prawnych ochronnych środków i ze wszelkich ekonomicznych instytucji pomocniczych. Chłop nie mógł zaciągnąć długu hipotecznego dla podniesienia swego gospodarstwa, bo grunt jego nie miał ksiąg gruntowych ani tabuli krajowej. Podwyżka cen produktów rolnych na nic mu się nie przydała, bo nie miał czego sprzedawać, a podwyżka ceny wódki przyspieszała jego ruinę. Dawny patrymonialny porządek zabraniał żydom osiadać po wsiach i pożyczać chłopom pieniędzy; liberalna era dala żydom równouprawnienie, tj. po prostu popchnęła ich do wyzyskiwania chłopów zapomocą szynków i lichwy. Dawniej chłop nie mógł ani dzielić ani sprzedawać swego gruntu, zakaz omijano cichaczem; dopiero rok 1868 przyniósł ustawę sejmową, dozwalającą nieograniczone dzielenie gruntów i jako pendant do tego — nieograniczoną wolność lichwy, t. j. zniesienie ograniczonej stopy procentowej. Od tego też czasu zaczynają już nie tylko chłopi sami sprzedawać swe grunta, ale sądy zaczynają je licytować. Liberalna era gruchoce to, na czem dawniejszy porządek zasadzał trwałość i byt społeczeństwa.

 

Lecz na tem nie koniec. Konstytucyjny i autonomiczny porządek z r. 1861 w naszym kraju oparł się przeważnie na podwalinie większej własności ziemskiej i nadal jej prócz wymienionych ekonomicznych i historycznych jeszcze znaczne polityczne przywileje. Porządek ten zastał u nas i sankcjonował nadal rozdział administracyjny między mniejszą i większą własnością, między „gminami wiojskiemi“ i obszarami dworskiemi. Początek tego rozdziału tkwi w stosunku pańszczyźnianym i w lej niechęci obopólnej dworów i chat. jaka pozostała ponagleni zerwaniu tego stosunku. Jakby dla zaognienia tej niechęci rząd zmusił dwory do sprawowania nad chłopami pańszczyźnianego sądownictwa patrymonialnego i wszystkich administracyjnych i policyjnych czynności najniższego rzędu aż do 1855 roku. Dopiero wówczas czynności te przeniesiono na nowo utworzone urzędy powiatowe (becyrki), zaś dworom przedłożono pytanie, czy chcą przyłączyć się do gmin, czy też wolą pozostać osobno. Prawie wszystkie dwory, z bardzo małymi wyjątkami, oświadczyły, że do związku gminnego przystępować nie chcą: potworzono więc z posiadłości dworskich osobne ciała administracyjne, podlegające tak samo jak gminy wprost władzom powiatowym.²)

 

Na tym podziale oparł statut krajowy z roku 1861 organizację autonomji krajowej, a ustawa z dnia 2 kwietnia 1873 także ordynację wyborczą dla rady państwa. Wedle tych obu ustaw wybory reprezentantów krajowych odbywają się w taki sposób, że każdy dostateczną sumę podatku płacący właściciel gruntów niegdyś dominikalnych bezpośrednio glosuje na posła w osobnej kurji „większej własności", zaś każdy również dostateczną ilość podatków płacący właściciel gruntów niegdyś rustykalnych ma prawo głosować jedynie przy wyborze wyborców, którzy następnie dopiero większością głosów wybierają posła z kurji „mniejszych własności". W tejże kurji, ale już bezpośrednio na posła glosują ci właściciele gruntów niegdyś dominikalnych, którzy mają ich tak mato, iż do głosowania w kurji większej posiadłości nie mogą być dopuszczeni. Są to lak zwani wiryliści.

 

Jeżelibyśmy ten stosunek uprawnienia politycznego wyrazili cyframi, to otrzymalibyśmy następujący rachunek. Do rady państwa wysyła Galicja 63 posłów, z tych 20 z kurji większych posiadłości, a 27 z kurji gmin wiejskich. Uprąwnionych do głosu z kurji większych posiadłości w roku 1884 było 2.235, zaś w 1877 r. 2.086. Wypadał więc jeden poseł do rady państwa na 104 uprawnionych do glosowania w r. 1877, a na 111·75. w r. 1884. Zaś w kurji mniejszych posiadłości uprawnionych do glosowania w r. 1884 było 537.923, zaś w 1877 r. 508.617:³) wypadał więc jeden poseł w pierwszym razie na 19.923 uprawnionych prawyborców, a w drugim na 18.837. Znaczy to, że poseł z kurji mniejszej posiadłości w radzie państwa reprezentował w 1877 r. 1681/2 razy więcej obywateli uprawnionych do elementarnych czynności politycznych, a w 1884 r. 1201/2 razy więcej, niż poseł z większych posiadłości, czyli jeszcze innemi słowy, że glos (czyli raczej "interes”) właściciela większej posiadłości waży na szali politycznej przeciętnie półtorasta razy więcej, niż głos najbogatszego nawet chłopa.

 

Jeszcze drastyczniej przedstawi się len stosunek, jeżeli zamiast uprawnionych do glosowania jednostek weźmiemy na uwagę ogól ludności, której zbiorowe interesu mają być w radzie państwa przez posłów bronione i popierane. Wedle spisu z r. 1880 wynosiła ludność kurji niniejszej posiadłości 5,551.827,⁴) zaś wedle dawniejszej daty ludność obszarów dworskich 207.945 głów.⁵) Ponieważ jednak z tych ludzi, żyjących na obszarach dworskich, 6.271 głosowało w kurji gmin wiejskich,⁶) więc można przypuścić, że z pomiędzy tych mieszkańców obszarów dworskich co najmniej 63.000 interesami swymi związani z kurją mniejszych posiadłości. W takim razie jeden poseł z kurji większych posiadłości reprezentuje w radzie państwa interesy 7.247 osób, zaś jeden poseł z kurji mniejszej własności interesy 207.941·74 osób. Jeżelibyśmy więc na tem polu chcieli przyłożyć do naszych stosunków politycznych osławioną liberalną miarkę: równość wszystkich obywateli w obliczu prawa, to zobaczylibyśmy, że prawa każdej osoby żyjącej na obszarze dworskim (z wyjątkiem owych 63.000) są 28¾, razy obficiej odmierzone, niż osobom żyjącym w gminach wiejskich. Tak samo jak przy wyborach do rady państwa, ma się rzecz przy wyborach do sejmu krajowego. Na 151 posłów wybierają obszary dworskie 44. zaś gminy wiejskie 74, tj. jeden poseł z kurji większych posiadłości reprezentuje 50¾, wyborców, zaś jeden poseł z kurji gmin wiejskich reprezentuje ich 7.269. Jeden poseł z grupy obszarów dworskich zastępuje interesy 3.294 osób, zaś jeden poseł z grupy gmin wiejskich interesy 75.870½ osób. Widzimy więc, jak potężne w samem założeniu są środki, które posiada większa własność ziemska w porównaniu z mniejszą. Historja naszego autonomicznego życia, to historja tej walki. By należycie ocenić doniosłość i rezultaty tej walki, rzućmy okiem na cyfry, świadczące o podstawach bytu i sil, o interesach obu zapaśników.

 

Cala przestrzeń Galicji, wedle ostatniego pomiaru katastralnego, dokończonego w r. 1881, wynosi 13,640.554 morgów, czyli 1.364 mil, 554 sążni kwadratowych. W tej sumie mieści się 6,600.778 morgów pól ornych, 3,521.978 morgów lasów, 1,248.317 morgów pastwisk, 1,540.302 morgów ląk, 193.138 morgów ogrodów, 53.361 morgów połonin, 34.706 morgów stawów i moczarów i wreszcie 447.944 morgów t. zw. nieużytków, tj. rzek, błot. piasków, dróg i t. p.⁷) Nie mamy atoli z tego ostatniego pomiaru dat szczegółowych, któreby wykazały, jaka część tej przestrzeni należy do większej, a jaka do mniejszej własności i dla tego musimy się posługiwać dalami zebranemi w r. 1875 przez galicyjskie c. k. towarzystwa gospodarskie we Lwowie i w Krakowie: daty te. jak zobaczy czytelnik, nie bardzo się różnią w swych sumach od dat katastralnych wyżej przytoczonych. Przypadało wedle nich w r. 1875 na większą posiadłość 1,584.850 morgów pól ornych, 374.416 morgów tak, 299.848 pastwisk, 3.290.060 morgów lasów i 224.235 morgów „innych gruntów”, do których, jak powiada dr. Rulewski, „przez pomyłkę wliczono ogrody owocowe, warzywne i ozdobne”; zaś na innejszą własność — 4,654.242 morgów roli. 1.229.163 morgi łąk, 1,036.756 morgów pastwisk, 383.091 morgów lasów i 552.730 morgów „innych gruntów". Razem większa posiadłość zajmowała przestrzeni 5,773.009 morgów czyli 42·36% całej przestrzeni galicyjskiej, mniejsza zaś 7,855.992 morgi, czyli 57·64% całej przestrzeni.⁸)

 

W powyższem wyszczególnieniu statystycznem używałem utartych u nas terminów „większa" i "mniejsza” własność. Nie należy jednak brać terminów tych całkiem dosłownie, gdyż jak już wyżej widzieliśmy, wielu właścicieli t. zw. większych t. j. niegdyś dominikalnych gruntów glosuje wraz z kurji mniejszych posiadłości (t. zw. wiryliści). Z drugiej strony mamy też niemało mniejszych własności, które rozmiarem swym dorównywają najniższej kategorji większej własności, tak że ekonomiczna granica między większą i mniejszą własnością poniekąd się zaciera. I tak pewna część własności niegdyś dominikalnych rozdrobniła się do tego stopnia, że przy wyborach w r. 1876 liczono 1.153 właścicieli dominikalnych, płacących podatku z dodatkami niżej 100 złr.. a więc glosujących razem z wyborcami mniejszej posiadłości głosami wirylnymi, zaś w r. 1883 było ich już 1.935, tj. prawie o 68% więcej. Prócz tego zważyć należy, że przez podwyższenie podatku gruntowego pewna liczba wirylistow nabyła prawa glosowania w kurji większej posiadłości, takich możemy liczyć przynajmniej około 150. Równocześnie zaś pewna ilość rustykalnej własności konsoliduje się w calości po 50—100 i więcej morgów. Zmarły statystyk ruski, Włodzimierz Nawrocki podaje wedle pomiaru z r. 1859 ogólną liczbę średniej własności gruntowej od 50—300 morgów na 8.071, z czego 5.730 obszarów przypada na grunta rustykalne, zaś 2.935 na własność tabularną. Rzecz oczywista, że teraz i rozdrobnienienie większej własności wskutek polityki parcelacyjnej, i z drugiej strony konsolidacja mniejszej własności w znaczniejsze całości musiały bardzo znacznie postąpić, chociaż niestety o tym nadzwyczaj ciekawym i dla oceny naszych stosunków społecznych ważnym procesie nie mamy prawie żadnych danych w naszej oficjalnej statystyce.

 

Przypatrzmy się bliżej tej naszej „średniej" własności ziemskiej i postarajmy się wynaleść jakiekolwiek wskazówki, któreby pozwoliły nam wnioskować o jej charakterze. W rękopiśmiennych notatkach ś. p. Nawrockiego znajdujemy ciekawe wskazówki dotyczące jej wzrostu od r. 1819 do 1859. W r. 1819 liczono posiadłości rustykalnych wynoszących 50—100 morgów i wyżej — 7.920, zaś w roku 1859. jak podano powyżej 5.736, — to znaczy, że liczba takich kompleksów w tvm czasie zmniejszyła się o 271/2%; tymczasem we wschodniej Galicyi podobnych kompleksów liczono w 1819. r. 3.178, zaś w 1858 r. 3.574, to znaczy, przeszło o 11% więcej; specjalnie zaś w okręgu kołomyjskim w r. 1819. było ich 471, a w 1859 r. 647, t. j. przeszło o 27% więcej. Ostatnia cyfra wielce charakterystyczna. Kołomyjski okręg, jak wiadomo, jest żydowskiem królestwem w Galicyi; przychodzi więc Nawrocki do wniosku, że głównym czynnikiem, koncentrującym drobną własność, są żydzi lichwiarze, arendarze i t. p., a także wysłużeni pańscy oficjaliści, leśnicy, klucznicy i t. d. Że z takich elementów składa się też przeważna część t. zw. wirylistów, to rzecz powszechnie wiadoma. Znaczne leż miejsce w tej średniej własności rustykalnej stanowią księża wiejscy, posiadający t. zw. grunta erekcjonalne, wynoszące u ruskich księży przeciętnie od 20 do 150, u łacińskich od 50—200 i więcej morgów. Wedle dra Rutowskiego mamy w Galicyi 803 parafij i 95 samoistnych kapelanij obrządku łacińskiego, zaś 1.737 parafij i 653 kapelanij obrządku ruskiego, razem więc duszpasterstw samoistnie dotowanych 3.288, z których zapewne co najmniej 3 000 należeć, będzie do owej "średniej" wlasnośći.

 

Jeżeli teraz zwrócimy uwagę na resztę większych posiadłości, to zobaczymy w ich rozwoju od r. 1819 bardzo widoczną dążność do konsolidacji, do skupienia się w ręku coraz mniejszej liczby właścicieli. I tak w r. 1819 wszystkie grunty dominikalne rozdzielone były pomiędzy 8.448 właścicieli, czyli przeciętna większa własność wynosiła 683·36 morgów. W roku 1859 ten sam (lub nawet zwiększony jeszcze włączęniem licznych pustek włościańskich) obszar gruntów dominikalnych znajdował sic w reku 7.435 właścicieli, od których atoli należy odtrącić owych 2.935 średnich właścicieli. Niestety, nic wiemy, ile -gruntów dominikalnych posiadali ci "średni" właściciele, lecz biorąc na każdego przeciętnie nawet po 150 morgów, co zapewne będzie cyfra wygórowana, otrzymamy 4.500 rzeczywiście wielkich właścicieli, posiadających przeciętnie po 1.185 morgów. Wreszcie w r. 1870. mamy już tylko 2.080 właścicieli większych posiadłości, a gdy przypuścimy, że z dawnej własności dominikalnej prócz wyżej potrąconych rozparcelowano i rozdrobniono prawie drugie tyle. to mimo to główna grupa wielkich własności skonsolidowała się jeszcze bardziej, gdyż jedna tylko większa własność wynosi obecnie przeciętnie 2.397 morgów. Szło wiec w tych 68 latach zmniejszenie liczby większych właścicieli w stosunku jak 100: 46·36:24·69; równocześnie zaś zwiększenie przeciętnej większej własności w stosunku jak 100: 173·24: 350·44.

 

Całkiem odwrotny ruch spostrzegamy śród mniejszej własności. W 1819 r. liczono drobnych właścicieli (czyli raczej posiadaczy gruntów rustykalnych) 519.292; od nich jednak powinniśmy odliczyć 1.912 posiadłości obejmujących po więcej jak 100 (przypuśćmy przeciętnie po 110) i 6.008 posiadłości po 50—100 (przy puśćmy 75) morgów. razem 7.920 średnich posiadłości obejmujących około 661 tysięcy morgów: w takim razie otrzymamy przeciętną objętość jednej drobnej własności — 14 morgów. W r. 1859 było drobnych właścicieli już 793.970, (pomimo iż w całym tym przeciągu czasu istniało prawo o niepodzielności gruntów włościańskich!); odliczywszy i lulaj wedle powyższej normy 1.542 własności wynoszących przeszło 100, a 4.194 własności wynoszących 50—100 morgów, otrzymamy jako przeciętną objętość jednej małej wlasności — 9·35 morga. Ostatnią datą, jaką mamy w tym względzie, jest wykazana przed dyrekcją skarbu liczba opłacających podatek gruntowy w r. 1883, która wynosi 1,420.021 właścicieli gruntowych z 1,569.844 arkuszykami podatkowymi⁹). W tej liczbie oczywiście mieści się i suma właścicieli większych posiadłości (2086), i znaczniejsza od niej grupa średnich właścicieli, którą dokładnie oznaczyć nie jesleśmy w stanie, lecz w przybliżeniu przyjąć możemy na 10.000. Pozostałaby żalem okrągła liczba 1,408.000 mniejszych własności. Przyjmując objętość jednej trzeciej części średnich własności na 110, a dwóch trzecich po 75 morgów i dokonawszy odpowiednie obliczenia, otrzymamy przeciętną objętość jednej drobnej własności, wynoszącą 5‘18 morgów.

 

Szło więc w tych 68 latach zwiększenie liczby drobny cli właścicieli w stosunku jak 100: 154·14: 275·34, zaś zdrobnienie malej własności w stosunku mniej więcej jak 100: 66·78: 37.

 

Lecz te ogólne przeciętne cyfry zanadto jeszcze są ogólne dla dokładnej charakterystyki rozkładowego procesu, jaki odbywa się w naszej własności ziemskiej. Dla dopełnienia lej charakterystyki należy wziąć pod uwagę i krańcowości, do jakich dochodzi rozwój z jednej i z drugiej strony. I tak największym właścicielem ziemskim w naszym kraju jest państwo (Kamera), którego posiadłości (niegdyś dobra koronne i starościńskie Rzpltej polskiej, tylko przez rozsprzedaż znacznie uszczuplone) wynoszą obecnie 388.914 morgów Pierwsza następnie własność prywatna wynosi 146.000 morgów, druga po niej 86.000, trzecia (Potockiego) 80.000, czwarta (arcyksiecia Albrechta) 70.000 morgów. Obok tych kolosalnych jak na nasze stosunki rozmiarów majątkowych podajemy wielce ciekawe, z notatek ś. p. Nawrockiego wyjęte cyfry o wzroście liczby najdrobniejszych własności gruntowych, obejmujących od 5 do 2 i niżej morgów. Już w r. 1819 takich posiadłości było 183.168, czyli 35·81% wszystkich drobnych posiadłości wogóle. W r. 1859 mamy ich już 349.032 czyli 44·28% wszystkich drobnych własności; obecnie, jak widzimy, prawie cala drobna własność zeszła już na ten poziom, który wobec nieustającej, lecz przeciwnie coraz groźniejszej dla nas walki konkurencyjnej ze strony rozmaitych żywiołów nie można nazwać inaczej, jak tylko stanem powolnego wymierania i bankrutowania.

 

Cyfry powyższe wskazują nam tylko powierzchnię, rezultaty procesu, jaki odbywa się wśród naszej własności ziemskiej. Zajrzyjmy teraz nieco głębiej, zobaczmy jakie są motory i czynniki tego procesu. Czynniki te są bez wątpienia bardzo różnorodne, lecz ogółem podzielić je można na czynniki natury politycznej i społeczno-ekonomicznej. Do pierwszych zaliczymy zniesienie pańszczyzny w r. 1848 i udział szlachty galicyjskiej w ruchach rewolucyjnych z r. 1846, 1848, 1849. i 1863—64, że już nie wspominam o dawniejszych. Między czynnikami społeczno-ekonomicznej natury, które miały wpływ na rozwój naszej własności gruntowej, głównie wspomnieć należy o skutkach zniesienia pańszczyzny ze względów politycznych, a więc o fatalnym dla nas kierunku sprawy indemnizacyjnej, serwitutowej i propinacyjnej. dalej o sprawie kredytu i obciążenia własności ziemskiej, o opodatkowaniu, o warunkach odbytu produktów rolnych i o przechodzeniu ziemi z rąk do rąk. Nie może być wątpliwości o tein, że między czynnikami pierwszej i drugiej kategorji zachodzi jak najściślejszy związek, że uprz. długi, zaciągnięte przez szlachtę biorącą udział w powstaniach, nader boleśnie musiały odbić się na jej gospodarce rolnej, musiały wpłynąć na wyrzucenie pewnej liczby dawnych dziedziców z ich dziedzictw, na koncenlrację lub rozdrobnienie, gtównie zaś na przejście w obce ręce mnogich większych posiadłości. Również nie ulega wątpliwości, że procesy za serwituty w taki sam sposób zrujnowały mnóstwo drobnych właścicieli. Niestety, nie mamy dat statystycznych, któreby dały nam możność w całej rozciągłości wyjaśnić działanie i wpływ każdego z powyższych czynników na naszą własność ziemską; zresztą dokładne opracowanie każdego z nich wymagałoby samo przez się osobnej pracy, a nie zapominajmy, że dla wielu takich prac u nas nie ma jeszcze przygotowanych nawet materjałów, osobliwie co dotyczy wpływu wypadków politycznych na ekonomiczne stosunki krajowe. Dla wskazania, że wpływ ten był u nas wcale znaczny, dość byłoby przytoczyć liczne wywłaszczenia rodzin szlacheckich wskutek ruchów politycznych; że jednakowoż o ich liczbie nie mogę sądzić, podaję dwie cyfry, jakie mam pod ręką. Dnia 10 marca 1846 roku. w miesiąc po rzezi tarnowskiej, donosił prezydent gubernialny baron Krieg do Wiednia, że w samych zachodnich powiatach w czasie od 22 lutego do 12 marca na hipotekę gruntów szlacheckich zaciągnięto pożyczek w sumie 1,357.808 zlr. mon. konw. — zdaniem jego na cele polityczne! ¹⁰) Zaś w notatkach gospodarskich pewnego jednowioskowego szlachcica podolskiego z r. 1864 (dodam tutaj, szlachcica, który był zasadniczo przeciwny powstaniu) znalazłem następującą pozycję: "Powstanie kosztowało mię około 3.500 zlr. gotówką, a więcej niż drugie tyle in naturalibus".

 

Samo zniesienie pańszczyzny bezpośrednio wpłynęło dość korzystnie na nasze stosunki wiejskie. Wprawdzie cena robotnika wiejskiego nieco podskoczyła, lecz równocześnie, i to daleko znaczniej, podskoczyły ceny produktów rolnych. Dla przykładu przytoczę tylko ceny wódki, która dla większych posiadłości musiała mieć w owych „wesołych" czasach pierwszorzędną doniosłość. W Tarnopolskim okręgu w r. 1840 cena garnca wódki była 35 kr. m. k., w połowie 1848 roku cena podskoczyła na 50, we wrześniu na 51, w czerwcu 1840 na 1 zlr., na tej wysokości trzymała się dwa miesiące, a potem zaczęła spadać, tak że do końca 1849 roku stała na 55 kr. k.. m. I jeżeli dotychczas jeszcze niektórzy obywatele lub ex-obywatele utyskują na to, że zniesienie pańszczyzny zastało ich nieprzygotowanych, bez gotówki i t. p., to wielką część winy przypisać należy nie samemu zniesieniu pańszczyzny, lecz ich własnej nieporadności.

 

Daleko fatalniejszymi były skutki drugorzędne zniesienia pańszczyzny, były te jej remanenty, które pozostały i które dławią nasz ekonomiczny rozwój do dzisiejszego dnia. Mam tu na myśli głównie indemnizację, serwituty i propinację. W szeregu spraw krajowych, jakie zamierza poruszyć Przegląd Społeczny w bieżącym roku, znajdują się także trzy wymienione tutaj sprawy, pierwszorzędnej doniosłości. Wprawdzie dwie z nich, pierwsza i trzecia, były dotychczas niejednokrotnie i wcale dokładnie opracowane;¹¹) natomiast sprawa serwitutów nie doczekała się dotychczas żadnego nawet pobieżnego opracowan a. Nie będziemy więc tutaj wchodzić w szczegóły tych spraw, podamy tylko sumy wskazujące ciężar, jaki poniosła nasza własność ziemska z ich powodu. I tak tytułem indemnizacji zapłacił sam kraj (bez skarbu państwa) od r. 1853 do końca 1880 r. ogółem 72,772.249 złr. Za lata zaś 1881 —1886 licząc tylko po trzy miljony rocznie, wypada 18 miljonów, to znaczy razem w okrągłej liczbie prawie 91 miljonów złr. Suma ta, chociaż nic zupełnie równomiernie, jest rozłożona na wielką i na małą posiadłość. Za to druga suma—13½ miljona, stanowiąca fundusz wykupna propinacji. spada wyłącznie na ludność wiejską, na drobną własność. Na drobną też własność w ogromnej większości spadły koszta procesów serwitutowych, których wedle sprawozdań namiestnictwa przedkładanych sejmowi, było przeszło 32 tysiące. Biorąc tylko 30 tysięcy procesów przegranych przez chłopów i oceniając koszta każdego takiego procesu na minimum 500 złr. (wiemy, że niektóre kosztowały po kilka i kilkanaście tysięcy), otrzymamy nowe obciążenie naszej drobnej własności w sumie 15 miljonów złr. Wedle tych raczej za niskich niż za wysokich obliczeń w ostatnich 33 latach wskutek połowicznego zniesienia pańszczyzny spadło na naszą własność ziemską co najmniej 119 miljonów złr. ciężaru, 119 miljonów złr. całkiem straconych dla produkcji. dla dobrobytu krajowego. Lecz co więcej, ciężar ten wcale nierównomiernie spadł na większą i na mniejszą własność, lecz jak zwykle w naszych kapitalistycznych czasach, przeważną częścią spadł na słabszego, na drobną własność. Bo chociaż dodatek indeinnizacyjny płacą obecnie zarówno więksi jak i mniejsi właściciele ziemscy, to przecież nie zapominajmy, że więksi właściciele w r. 1853 otrzymali obligacje indemnizacyjne, że więc de nomine cała ta olbrzymia suma powinna by wplynać do ich kieszeni. Prawda, obywatele nasi w przeważnej części posprzedawali swe obligacje w latach od 1853 do 1857, t. j. w czasie, kiedy rząd jeszcze nie zaczął byt je wypłacać i kiedy zatem kurs ich byt najniższy, lecz w takim razie któż winien, że zmarnowali oni ten olbrzymi kapitał i dali go w ręce żydów i zagranicznych kapitalistów? I mimo to, przecież przynajmniej połowę nominalnej wartości musieli oni za nie otrzymać, przynajmniej potowa owego ogromnego kapitału rzeczywiście wpłynęła do ich kieszeni, tak że dodatki, które oni obecnie płacą na korzyść żydów i zagranicznych kapitalistów, zostały z góry z lichwą skompensowane. Ale to, co płaci chłop, nikt znikąd nie skompensuje. a zapłacił on dotychczas tytułem indemnizacji co najmniej 50 miljonów. Również i procesy serwitutowe większym właścicielom nie dały się tak we znaki, jak mniejszym, już chociażby dla tego, że prawie zawsze (prócz, nielicznych wyjątków) byli oni stroną wygrywającą, a więc otrzymującą zwrot kosztów. Przypuśćmy jednak, że w jakich 5.000 wypadkach więksi właściciele bądź to przegrywali, bądź też darowali chłopom zwrot kosztów i że w tych wypadkach każdy proces kosztował dziedzica przeciętnie 1.000 zlr., to otrzymamy straty większej własności w sprawie serwitutów w sumie 5 miljonów zlr. — trzecia część tego, co stracili chłopi. A już co do propinacji, to cala operacja z jej wykupnem. rozpoczęta w r. 1876 a do dziś dnia zaledwie w trzeciej części ukończona, jest czystym, czyli raczej wcale nieczystym interesem dla większej własności kosztem mniejszej. Slusznem więc będzie orzeczenie, że na polowicznem zniesieniu pańszczyzny pomimo wszelkich przewrotności losów większa własność w rezultacie przecież skorzystała, mniejsza zaś utraciła co najmniej 78 miljonów całkiem bezpowrotnie.

 

Przejdźmy teraz do innych ciężarów, jakie ponosi nasza własność ziemska na rzecz państwa i kraju. Przedewszystkiein należy tu wziąć na uwagę dwa rodzaje podatków bezpośrednich, dotykające wyłącznie prawie mieszkańców wsi, a mianowicie podatek gruntowy i domowo-k₃lasowy. Suma pierwszego w r. 1883 wynosiła 4,436.666 zlr.. suma zaś podatku domowo-klasowego 1.502.588 zlr..—razem 5,039.254 zlr. czyli 58·57, wszystkich bezpośrednich podatków, ponoszonych przez cały kraj na rzecz państwa.¹²) Te dwa podatki stanowią też dla naszych wieśniaków podstawę, wedle której obliczane bywają dodatki krajowe, powiatowe, szkolne i gminne, wynoszące razem 100—120 procent podatków. a po strąceniu dodatku indemnizacyjnego wyżej omówionego co najmniej 80%, czyli okrągłą sumę 4,750.000 zlr. Co się tyczy podatków pośrednich, które spadają nie na posiadłość, nie na dochód, lecz na konsumcję, a więc na każdego mieszkańca w równej prawie mierze, to w r. 1879 (nowszej daty nie mam pod ręką) wykazała ich najwyższa izba obrachunkowa we Wiedniu 170,213.426 dla całej Przedlitawji, ¹³) co czyni na jednego mieszkańca 15 zlr. 73 kr., czyli na 4,420.000 ludności żyjącej z rolnictwa w Galicji 69,526.600 zlr. Rzecz oczywista, że tutaj o równomiernym podziale tego ciężaru między większą a mniejszą własnością ani mowy być nie może, wiemy bowiem, że gdy na większych posiadłościach mieszka co najwyżej 207.000 ludzi, na drobnych mieszka ich 4,213.000, a więc i podatków konsumcyjnych większa własność zapłaci 3,256.110 zlr., niniejsza zaś 66.370.490 zlr.

 

Jeżeli wobec takich warunków, nasza drobna własność gwałtownie upada, to zupełnie nas to dziwić nie powinno. Przeciwnie, dziwić nas musi jej ogromna siła oporna, króra przejawia się już chociażby w tym fakcie. że drobna własność nasza stosunkowo daleko mniej jest zadłużona, niż większa. Dowodzą tego następujące cyfry. Fr. Ks. Neumann oceniał sumę długów hipotecznych, ciążących na większej własności galicyjskiej. z końcem 1857 roku na 70 miljonów, a mianowicie 15 miljonów zaciągniętych w publicznych instytucjach kredytowych, a 55 miljonów u ludzi pry walnych.¹⁴) Z końcem 1S75 roku oceniał Marasse sumę tychże długów na 140 miljonów.¹⁵) zaś z końcem 1881 roku wzrosła ona do 178,593.323 zlr.¹⁶) Chcąc ocenić ciężar tych długów, trzeba odliczyć tę część większej własności, która nie może być hipotecznie obdlużona, t. zw. posiadłości martwej ręki, których w Galicji mamy 742.372 morgów. Pozostałe więc 5,030.637 morgów większej własności obciążone były długami hipotecznymi: w r. 1857 po 13 zlr. 91 kr. od  morga, w r. 1875 po 27 zlr. 82 kr., a w r. 1881 po 35 zlr. 50 kr. od morga. Obliczając wedle tablic podanych przez p. Gutowskiego¹⁷) wartość wszystkich gruntów większej własności (z wyjątkiem dóbr martwej ręki) na 147,957.506 zlr., zobaczymy fakt uderzający i prawie do uwierzenia nie podobny. Suma długów w 1881 r. przewyższała katastralną cenę szacunkową całej naszej większej własnośći. Rzecz oczywista, że nie jest to cud ekonomiczny, lecz raczej cud kancelaryjno-rachunkowy: żeby uniknąć wyższego opodatkowania, właściciele większych posiadłości postarali się o niższe katastralne oszacowanie swych gruntów, osobliwie zaś lasów, których cena szacunkowa u dra Rutowskiego figuruje po 12 zlr. 00 kr. od morga!

 

Co się tyczy drobnej własności, to jej obdtużenie oceniał M. Marasse przy końcu 1875 roku na 10 miljonów, zaś p. Inama-Sternegg z końcem 1881 roku podaje sumę tych długów na 40,907.401. Suma to niekompletna, gdyż w tym czasie zaledwie mata część gmin wiejskich miała sporządzone księgi gruntowe, w które zapisywano długi. Śmiało więc możemy cyfrę tę podwoić, wliczając tutaj i długi prywatne, niehipotekowane, a mimo to tak często prowadzące naszych włościan do ruiny. Z tem wszystkiem otrzymamy sumę długów mniejszej własności 93,934.802 zlr., prawie o połowę mniejszą od sumy długów większej własności, a wynoszącą zaledwie 30% wartości ziemi znajdującej się w posiadaniu drobnych właścicieli.

 

Jak śród takich wpływów kapitalistycznej gospodarki upada nasza drobna własność, to już dość powszechnie wiadomo. Licytacje wiejskich i małomiejskich gospodarstw stały się przedmiotem gorącego zainteresowania publicznego, z tego głównie powodu, że wzrastającą ilość licytacji gruntów chłopskich uważano jako wykładnik odpowiedniego wzrostu ilości prolelarjatu wiejskiego. Biuro statystyczne przy wydziale krajowym poświęciło temu przedmiotowi aż trzy rozprawy w swych "Wiadomościach". W ciągu jedenastu lat 1873—1883 było licytacji 23.237, a nadto jeszcze w r. 1867 i 1868 (bo z tych tylko lat mamy obliczenie) 435 i razem 23.072. Przyjmując w latach 1869—1872, z których, nie posiadamy danych, przeciętnie po 400 licytacji rocznie, otrzymamy ogólną cyfrę licytacji drobnych posiadłości za 10 lat 25.272. Cyfra ta, bezwątpienia ogromna, stanowi jednak tylko 1·8% wszystkich drobnych posiadłości, t. j. na 1.000 naszych chłopów w tych krytycznych 10 latach zaledwie 18 uległo wywłaszczeniu w drodze sądowej.

 

Za to daleko mniej wiadomo o licytacjach większych posiadłości, i biuro statystyczne, tak filantropijne względem chłopów, milczy jak zaklęte o "panach obywatelach", korzystających, jakeśmy widzieli, aż nadmiarę z dobrodziejstw kredytu. A tymczasem niepojętym jakimś sposobem właśnie większa własność, owa podstawa „konserwatywnej polityki", ów benjaminek naszego panującego systemu, okazuje się daleko mniej trwałą, niż drobna. W ostatnich 11 lalach sprzedano na licytacjach publicznych, jak obliczył p. Stefczyk¹⁸) 520 większych posiadłości, to znaczy 24·92% wszystkich wogóle większych własności!

 

Cyfry te, to tylko cząstka obrazu; ich świadectwo samo przez się nie byłoby jeszcze tak bardzo wymowne, bo wskazywałoby tylko na powszechnie zresztą znany fakt, że większe posiadłości, bardziej ulegając wpływom kapitalistycznej gospodarki, częściej też zmieniają właściciela niż mniejsze. Zresztą licytacja jednego folwarku lub nawet całego majątku nie koniecznie jeszcze musi oznaczać zupełną ruinę właściciela, tak jak licytacja gospodarstwa oznacza ruinę chłopa. Możemy powiedzieć na pewne, że od roku 1848 cala większa własność galicyjska z wyjątkiem kilkunastu tylko starych gniazd rodowych (Tarnowskich, Potockich, Sapiehów, Lanckorońskich, Dzieduszyckich, Czartoryjskich i t. p.) co najmniej raz, a czasem kilka razy zmieniła właściciela. Wiele nawet owych starych, wielkich gniazd rodowych upadło, że wspomnę tylko o sprzedaży drogą konkursu ogromnego klucza Grzymałowskiego w lalach 1822—1825, złożonego z trzech miasteczek i 32 wsi, własności niegdyś Rzewuskich, lub też o sprzedaży Skalatu z przyległościami żydom Rosenstockom przez ks. Poniatowskiego w r. 1866.

 

Znamiennym faktem jest to, że wir. w jakim się kręci nasza więkza własność ziemska, pochłaniający fortuny szlachty polskiej, ziemię wymykającą się z jej rąk ześrodkowuje w rękach cudzoziemców.

 

Tak n. p. wedle skorowidza p. Bigo posiadają w naszym kraju: arcyksiąże Albrecht 81 majątków, baron Liebig i sp. 71, baron Hirsch 19, hr. Saffgotsch 7, firma braci Thonet we Wiedniu 10, Ks. M. Montleart 17. lir. Stadion 18, arcyksiężniczka Izabella 13, hrabia Chambord (spadkob.) 21. br. Kinsky 21. baron Popper 12, hr. Resseguier 23 i t. p. Dodajmy, że prawie wszystkie te fortuny wzniosły się u nas w ostatnich latach 30!

 

Iwan Franko.

 

_________________

¹) Chlop, posiadający grunt rustykalny, nie mógł go obdlużać ani dzielić, ani nawet zostawiać w spuściżnie swym dzieciom bez pozwolenia dworu; również i dwór nie mógł tego gruntu dzielić ani nawet przemieniać pojedynczych jego parcel na swoje bez pozwolenia rządu. Natomiast mógł dwór, również z pozwolenia rządu, wyrzucić leniwego lub nieposłusznego chłopa z gruntu, z obowiązkiem —osadzenia na jego miejsce drugiego.

²) Wiadomości statystyczne o stosunkach krajowych, 1878 rok. rocz. IV str. 24.

³) Ibidem rocz. VIII. str. 103—131.

⁴) Statystyczne wiadomości, rocznik. VII., str. 103.

⁵) Tamże, rocznik IV., str. 91.

⁶) Ibid. roczn. VIII. str. 109.

⁷) Siat. wiad. roczn. VI., str. 130 — 137.

⁸) Dr. Tadeusz. Katowski. Rocznik statystyki Galicji, 1886 r., str. 105. Zobacz także Wiad. stat. r. III., str. 113.

⁹) Tadeusz Rutowski, Rocznik statystyki Galicyi, 1886, str. 107.

¹⁰) M. Frh. v. Sala, Gieschichte des polnischen Aufstandes im J. 1846, str. 322.

¹¹) O indemnizacji zob. Zyblikiewicza "Indemnizacja”, odbitka z "Czasu”, "Sumy galicyjskie", odbitka z „Reformy" i mój artykuł w „Dile" p. t. „Hałyska indemnizacja“; o propinacji zob. „Wiadomości statystyczne o stosunkach krajowych roczn. III. i V.“ a także dwie gruntowne prace Nawrockiego: „Szczo nas kosztuje propinacja" (Prawda 1876) i „Pijaństwo i propinacja w Hałyczyni", (Hromada t. V.)

¹²) Wiadomości statystyczne, rocznik VIII.. str. 173.

¹³) Zob. 577 der Beilagen zu den stenograplusclieu Protokollen des Abgeordnetenhauses. IX. Sesion, str. 177.

¹⁴) Fr. X. Neumann „Ueber den landwirthschaftlichen Credit in Oesterreich", Oesterreichische Revue, 1864.

¹⁵) M. Marasse, Ueber die Verschuldung des gal. Grundbesitzes im J. 1875. Stal. Monatsschr. 1876.

¹⁶) K. Th. v. lnama-Sternegg, Die Statistik der Hypothckarschulden in Oesterreieh. Stał. Monatsschr. 1883.

¹⁷) Dr. T. Rutowski. Rocznik statystyki Galicji, str. 105 i 108.

¹⁸) Licytacje sądowe większej posiadłości ziemskiej w Galicji od r. 1876 — 1885. „Czas", Nr. 239 -241.

 

[«Przegląd Społeczny» (1887. Т. 3. Nr 1, s.21-35]

 

====================

 

II.

 

Projekta reform.

 

Nagromadzone w pierwszej części naszej rozprawy ¹) cyfry i fakty, dotyczącej naszej zemskiej własności, dają nam, zdaniem mojem, dosta­teczną podstawę do ocenienia tych projektów reform i ratunku, jakie w ostatnich latach wyłoniły się wśród naszego społeczeństwa.

 

Przedewszystkiem z owych cyfr i faktów reasumować musimy jeden fakt zakrawający na paradoks ekonomiczny, a mimo to prawdzi­wy. Oto pomimo wszelkich burz losu. pomimo wszelkich eksperymen­tów, podziałów, ciemnoty, wyzyskiwania, porcji, licytacji i t. p. drobna, chłopska własność, chociaż osłabiona do ostateczności, trzyma się do­tychczas ekonomicznie daleko lepiej, niż większa, a gdziekolwiek tylko losy były dla niej łaskawsze, tam przeciwnie, nie słabnie, ale wzmacnia się. nabiera siły ekspansywnej. Wskażę tutaj na fakt wielce ciekawy, na który, zdaniem mojem, za mało zwrócono dotychczas uwagi, a któ­rego pod względem genetycznym i ekonomicznym nie myślano dokła­dnie zbadać, — na fakt wzrastającego stopniowo zakupna większych, dworskich kompleksów przez gminy chłopskie. Następujące cyfry dadzą o nim dokładniejsze wyobrażenie. Skorowidz Orzechowskiego w r. 1872 wykazuje 19 wsi, w których większa wlasność zakupiły gminy, a mia­nowicie 6 takich wsi w powiecie Nowotarskim. 2 w Gorlickim, 2 w Ra­wskim, 2 w Krakowskim. 2 w Wielickim i po jednej w powiatach Sanockim. Nowosandeckim, Myślenickim, Jaworowskim i Śniatyńskim: jak widzimy wiec, przeważnie w zachodnio-galicyjskich powiatach. W r. 1886 mniej do­kładne skorowidz p. Bigo wykazuje już takieh wsi przeszło 60, również przeważnie w zachodnich powiatach kraju, a mianowicie: w Bocheńskim 9, Wielickim 6, Chrzanowskim 5, Nowosandeckim 4, Gorlickim 4, Sa­nockim 4, Limanowskim 3, Nowotarskim 2, Liskini 2, Sokalskim 4, Rawskim 2, a w Myślenickim, Bialskim, Grychowskim, Mieleckim i Kro­śnieńskim, jakoleż w Tłumackim i Buczackim po jednej wsi. Jak mo­wie, skorowidz p. Bigo zawiera daleko więcej błędów, niż Orzechow­kiepo (tego ostatniego błędy częstokroć powtarza), przy wielu wsiach nie podaje właściciela, lub podaje nie istniejącego (np. przy Stecowej w Śniatyńskiem, jeszcze w 1884 zakupionej przez chłopów), tak że po dokladnem zbadaniu liczba wsi, zakupionych przez chłopów (nie poje­dynczych, bo takich nie liczyłem, lecz przez gminy lub większe spółki) i bądź to rozparcelowanych, bądź też zagospodarowanych wspólnie po­kazałaby się nieco większa po nad 60. To znaczy, że w prze­ciagu ostatnich lat 15 liczba większych własności zdobytych przez drobne. zwiększyła się przeszło w  trójnasób.

 

Mówiąc o projektach reformy, czyli raczej "ratowania" naszej wła­sności gruntowej, pominiemy milczeniem te czynności ustawodawcze, jakie dotychczas przedsiębrane były w tym celu i które zwykle, czy to z umysłu, czy mimowoli prawodawców wychodziły na szkodę drobnej własności, nie przynosząc natomiast i większej własności pożądanych zysków. Mam tu na myśli zniesienie ograniczenia stopy procentowej i zaprowadzenie wolności lichwy przez sejm krajowy w r. 1868, zapro­wadzenie banku krajowego z funduszów krajowych a w interesach prze­ważnie większej własności, nowe przeprowadzenie katastru i oceny do­chodów gruntowych, przy którem uskuteczniono ów dziwoląg ekono­miczny. o którym wspomialem w pierwszym artykule, tj. ocenę warto­ści całej ziemi większej własności niżej kwoty ciążących na niej dłu­gów.²) a zapomocą którego zwalano corocznie około 1½ miliona złr. podatku gruntowego na drobną własność więcej niżby się należało.³)

 

Chociaż nie ogłaszane i nie dyskutowane publicznie, nie podciągane pod żadną teorją, były to jednakowoż próby ratowania większej własności kosztem mniejszej, próby nie tylko niemoralne, lecz i niefortunne, bo przeciwne prądowi historycznemu, który, jak widzieliśmy w poprzednim artykule, potężnym naciskiem zachodniego kapitalizmu daleko silniej oddziaływa na większą, niż na niniejszą własność, Bez kwestji, epoka takich prób jeszcze nie minęła, chociaż dotychczasowe ich koleje powin­ny były pouczyć naszych panów o ich bezskuteczności i nawet szkodli­wości: przyszłość pokaże nam jeszcze nie jedno usiłowanie tego rodzaju. Zaznaczyć jednak musimy, że obok lego milczącego i ciasno-klasowego dążenia rozbudziła się już myśl ogólniejsza, która ujawnia się projekta­mi bądź częściowych, bądź nawet ogólnych reform naszych gruntowych stosunków. Te projekty zajmą obecnie naszą uwagę.

 

Przedewszystkiem zwrócić należy uwagę na ten fakt, że prawie wszystkie projekty tego rodzaju wychodziły u nas dotychczas z grona t. zw. konserwatywnej, recie szlacheckiej warstwy. Jest to rzecz całkiem zresztą naturalna, gdyż warstwa ta, par excellence ziemiańska, żyjąca po wsiach, w bezpośredniej styczności z "gruntem" i w zależności od niego, najprędzej i najżywiej musiała odczuć obecną gruntowy kryzys. Posia­dając zaś ze sfer wieśniaczych najwięcej inteligencji i oświaty, pierwsza była w możności popatrzeć na rzecz z ogólniejszego stanowiska, dać jakąkolwiekbądź syntezę faktów. Z drugiej zaś strony sama "konserwa­tywność" tej warstwy zakreślała syntezie dosyć ciasne granice. Prawie wszystkie projekty, jakie wyszły z jej łona, opierają się na niewzruszo­nym, podstawowym dogmacie, podyktowanym zresztą przez instynkt samozachowawczy, a opiewającym mniej więcej lak: "każde społeczeń­stwo winno się starać o istnienie samodzielne obok siebie w całym kraju drobnej i wielkiej (a nadto jeszcze czasem i średniej, chociaż, takiej u nas prawie niema) własności, winno dążyć do tego, aby ziemia głównie między te trzy rodzaje własności była podzieloną".⁴)

 

Nie wchodząc na razie w motywa, dla których, zdaniem naszych konserwatystów, społeczeństwo powinno się starać o utrzymanie takiego podziału własności gruntowej, zobaczmy, jakie środki proponowano dla osiągnięcia lego celu.

 

Najdalej idącym w duchu konserwatywnym środkiem wydaje mi się projekt reformy prawa spadkowego w tym kierunku, żeby bądź. to zupełnie, bądź częściowo zabronionem było rozporządzanie ziemią w te­stamencie i żeby kompleksy gruntowe, jakie będą istniały w chwili publikacji ustawy, niejako zakląć i zamrozie na wieki — niezmienne. Wła­sność gruntowa wedle tego projektu po śmierci ojca rodziny przypada­łaby jednemu z synów: reszta rodzeństwa musiałaby ograniczyć się splata i szukać stałego zajęcia w handlu, przemyśle i t. p. Projekt ten jak widzimy, jest wcale dobry — na papierze, a podnieść przeciw niemu można chyba te tylko zarzuty, że ignoruje przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Ignoruje przeszłość, bo za czasów pańszczyźnianych i pó­źniej jeszcze mieliśmy jak najformalniejszą niepodzielność gruntów na papierze, — a mimo to grunta tacite były dzielone przez chłopów, jak nas o tem poucza progresja rozdrobnienia chłopskiej własności, podana w poprzednim artykule. Ignoruje teraźniejszość, ho z jednej strony ignoruje zwyczajowe prawo ludu, wedle którego każdy „chłop" na ziemi urodzony ma prawo żyć z tej ziemi, a więc każdy syn ma prawo do części ojcowizny: ignoruje, po drugie, ten fakt, że już obecnie drobna własność ziemska przeciętnie doszła do tego stopnia osłabienia i rozdro­bnienia, że nie tylko dalsze dzielenie, ale nawet istnienie na tem stano­wisku co obecnie, jest dla niej na długo niemożliwem i może być tylko stopniowem konaniem przeważnej masy, a wzrastaniem mniejszej ilości „średnich" własnosci; ignoruje wreszcie niczem niepowstrzymane, a cią­gle rozkładający wpływ kapitalizmu (rynku, banków i t. p.). Ignoruje wreszcie przyszłość, bo dla salwowania swej konserwatywnej idee fixe spycha przeważną część przyszłych pokoleń z „gruntu" i wrzuca je w ciemny kąt, zwany przemysłem i handlem, którym operować bardzo wygodnie już chociażby dla tego, że go u nas prawie nie ma. Jakie zaś znaczenie miałby ten projekt dla większej własności, czy i o ile mógłby on zapobiedz jej koncentrowaniu się w „szkodliwe latifundja", tem szkodliwsze, że zwykle znajdujące się w ręku obcych, — o tem do­tychczas nie moglem z naszych konserwatywnych pism wyrobie sobie jasnego wyobrażenia.

 

Do tej samej konserwatywnej kategorji, chociaż już ze znacznemi uslępstwami na rzecz nowych prądów ekonomicznych, należy projekt two­rzenia, także za pomocą odpowiedniej zmiany ustawy spadkowej, majo­ratów chlopskich, czyli t. zw. „ojcowizn" na wzór amerykańskich „ho­meslead", ktorychby chłop także nie mógł dzielić i klórychby- mu w dro­dzę egzekucji nie można było odebrać.1) Projekt ten różni się od po­przedzającego tem, że pojęcie „ojcowizny" ogranicza na pewne stałe minimum. Projekt p. Peyrera, przedłożony rządowi w r. 1884 ustana- wia jako minimalną ojcowiznę własność ziemską, której dochód katastralny oszacowany jest na 50 zlr. czyli wartość katastralna (dochód pomnożony przez 20) na 1.000 zlr. ⁶) W naszych stosunkach równa się to objętości gruntu 10—15 morgowej. Projekt ten jednakowoż, niedo­puszczający drobienia małych własności, z dwóch przyczyn może się w Galicji okazać niepraktycznym. Z jednej strony największa część gruntów chłopskich przejdzie przezeń, jak drobne ziarno przez rzadki przetak, nie doświadczywszy jego dobrodziejstw; z drugiej zaś strony projekt ten nie kładzie wcale tamy tworzeniu się latyfundjów, tj. wsy­saniu drobnych własności przez wielkie i koncentrowaniu ich w ręku coraz mniejszej ilości bogaczy, spekulantów i kapitalistów. Zdaje mi się więc, że unoszenie się nad dobrodziejstwami tego projektu i nad idylicznym stanem chłopa, miłującego ten "kawałek roli, na którym urodził się jego dziad i pradziad" —jak czyni Dr. Bauch, jest co najmniej dopóty przedwсzesnem, dopóki ten kawałek roli prócz idylicznych familijnych wspomnień nie będzie dawał chłopu możności dobrego gospodarowania i ludzkiego, terażniejszym wymogom cywilizacyjnym odpowiedniego życia.

 

Lecz żeby osiągnąć i te. choć i jak jeszcze wątpliwe korzyści, ja­kie mieszczą się w powyższych projektach, konserwatyści nasi muszą zawsze mieć wentyl, przez który można wypuszczać "nadliczbową" lu­dność. Każą jej więc zajmować się przemysłem i handlem, chociaż wiedzą dobrze, że ani przemysłu ani handlu takiego, któryby mógł za­trudnić miljony rąk, u nas obecnie nie ma i nawet na jego wytworze­nie w przyszłości nie ma nadzieji. Wiedzą oni dobrze, że Galicja jest krajem ekonomicznie zależnym od zachodnich kapitałów, rynków i wy­robów i że wszelkie próby emancypacji z pod tych wpływów dotychczas robiły i długo jeszcze robie będą smutne fjasko. Wiedzą dobrze, że nawet takie "rodzime" przemysły, jak solny, naftowy i gorzelniany, albo znajdują się w ręku obcych, albo też upadają skutkiem "sprzyjającej naszemu krajowi" ekonomicznej polityki potęg wyższych. Po cóż więc tumanić siebie i drugich tym przemysłem i handlem i wciągać te liczby urojone w rachunek, gdzie idzie o rzecz tak pilną i podstawową, jak reforma stosunków własności gruntowej? Rzecz pewna, że wszyscy kon­serwatywni reformatorowie posługują się tą liczbą urojoną jedynie z obawy przed ewentualnością — wytworzenia obok kilkudziesięciu ty­sięcy zamożnych „ojcowizniaków" milionów wiejskiego prolelarjalu, chło­pów bez ziemi, wydziedziczonych i rozgoryczonych. A przecież to byłoby koniecznem następstwem powyższych konserwatywnych projektów.

 

Projekta te, jak widzimy, są nawskróś filantropijne, podyktowane miłością ludu. "Starsza brać“ widząc, jak lud ciężko bieduje i bywa rujnowanym licytacjami i t. p., natęża swą myśl, wysila badawczy ro­zum, by znaleść środek zatrzymania tego ludu na brzegu przepaści. Podstawą tych projektów jest przekonanie, że, jak się dosadnie wyraża jedno sprawozdanie przesłane rządowi, "in wirtschaftlichen Dingen gleicht der Hauer in Galizien heule noch last einem Kinde. Auf seiner notorisch ausserordentlich tiefen Bildungsstufe fehlt ihm mit seltener Ausnahme jede weitergehende wirtschaftliche Voraussicht: dazu kommt noch sein unau-stilgbarer Hang zur Trunkenheit und zum leichtsinnigen Schuldenmachen"⁷) „Starsza brać", sama gospodarna, oświecona, za­można i ekonomicznie rozwinięta, stara się dopomagać temu dziecku, prowadzie ciemnego, powściągać lekkomyślnego i niepoprawnego pijaka. Czysto patrjarchalny stosunek!

 

Lecz oto rówczesnie prawie wyłaniają się pośród tej starszej braci inne projekta, wcale nie patrjarchalne i nawet wręcz, przeciwne poprze­dnim. Projekta te głoczą nie mniej i nie więcej, jak tylko tę smutną zasadę: "Nie drobną, ale większa własność trzeba ratować przed przejściem jej w obce, żydowskie lub niemieckie ręce. A ratować ją można w jeden, jedyny sposób rozdrabniając ją i kawałkami sprze­dając — tymże chłopom. Chłopska własność wtenczas dopiero stanic się silna, jeżeli pochłonie własność pańską. — a panowie mając kapitał uzy­skany ze sprzedaży swych dobr, wezmą się do przemysłu i handlu. Parcelacja - to na teraz program społeczny!" — proklamuje warsza­wska "Niwa", a za nią i niektórzy domorosli ekonomiści galicyjscy. Starsza brać z patrjarchów i zbawców ludu naraz awansuje na bankrutów i utracjuszów, którzy jedyny sposób uratowania swej ziemi widzą w tem, żeby ją jak najprędzej wypuścić ze swych rąk i oddać w ręce chłopskie, oczywiście - pewniejsze! Rzecz widoczna, że taki „program" wypływać musi z przekonania wprost przeciwnego niż poprzednie, a mianowicie z przekonania, że chłop jest zdrowszym i trwalszym elementem ekono­micznym niż szlachcie i że drobna własność powinna pochłonąć większą. Cyfry przez nas przytoczone w pierwszej części tej pracy dowodzą, że przekonanie to jest poniekąd slusznem, że drobna własność mniej jest zadłużona i mniej gwałtownie zmienia właścicieli, niż wielka.

 

Lecz parcelacja jako program społeczny — jakież praktyczne konsekwencje za sobą  pociąga? Przedewszystkiem samo wykonanie tego programu zależeć będzie od dobrej woli wielkich właścicieli, którzy mogą chcieć lub nie chcieć parcelować swe dobra między chłopów, a nieraz jeszcze więcej od tego, czy chłopi będą mogli kupować parcele.

 

Kredyt bankowy, użyty dla wspierania ich w tem przedsięwzięciu, może tak samo jak obecnie zamiast pomocy przynosić im ruinę. Zresztą ten "program społeczny“ odznacza się tem szczególnie, że na oścież otwiera wrota t. zw. wolnej konkurencji, tj. w naszych stosunkach szwindlowi, tumanieniu, spekulacji i przechodzeniu ziemi w ręce elementów paso­żytniczych lub obcych. Jakich korzyści może się społeczeństwo spodzie­wać po takim programie, o tem chyba mówić nie potrzeba. Naszem zdaniem jest to raczej objaw rozpaczy, niż zdrowej, spokojnej i jasnej myśli społecznej.

 

Projektu kommasacji gruntów, o którym w swoim czasie dużo gadano i po którym, nie mając nic lepszego pod rękami, spodziewano się także dużo Bóg wie jakich dobrodziejstw, — rozbierać nie będziemy już choćby dla tego, że projekt ten, jak ów pan ewagieliczny, mającemu duźó daje jeszcze, więcej, a mającemu mało i to małe odbiera; t. j. podnosi dochodność gruntów tego, który ich ma dużo, a umniejsza tego, kto ma mało, gdyż wyrzuca go z konieczności rzeczy za peryferję wię­kszych kompleksów, zwykle na grunta najmniej żyzne. Kto zaś nic nie ma, ten i kommasować nie ma co, temu żadna kommasacja nie pomoże.

 

Oto są w głównych zarysach wszystkie, podniesione i dyskutowane u nas projekty reformy stosunków własności ziemskiej. Chociaż, patrząc zę stanowiska ogólno-ludowego, żaden z tych projektów nie może nas zadowolnić, wszelakoż podnieść, musimy dwie ogólne cechy charaktery­styczne, które cechują całą tę dyskusję i które zdaniem naszem stanowią największą jej wartość, najwybitniejszą cechę obecnej doby. Jest to przedewszystkiem przebijające się ogólnie przekonanie, że tak jak jest obecnie, długo trwać nie może; że gruntowna refor­ma w imię interesów ogólnonarodowych jest nie zbę­dnie konieczną, a po drugie, że obecne prawne pod­stawy władania ziemią i dziedziczenia ziemi są nie­dostateczne, importowane do nas z innych krajów i społeczeństw (z prawa rzymskiego) i dla naszego spóleczeńtstwa wychodzą raczej na szkodę niż na pożytek. Przekonania te wypowiadają nie tylko socjaliści, ale nąjkonserwatywniejsi z konserwatywnych, których o intencje przewrotowe żadną miarą posądzić nie można.

 

Zdaniem naszem, o ile krytyka wyżej przytoczonych projektów przedstawia nam negatywną stronę sprawy reformowej, przedstawia szkopuły, o które reforma rozbić się może z ogromną szkodą dla spo­łeczeństwa, o tyle znowu jasne i szerokie zrozumienie właśnie owych ogólnych poglądów myślących rzeczników reformy może naprowadzić nas na pozytywny program, szerszy i pewniejszy od poprzednich, a zda­niem naszem, jedynie odpowiadający potrzebom naszego, przeważnie  rolniczego ludu.

 

Przedewszystkiem należy zwrócić uwagę na to, że reforma stosun­ków własności ziemskiej przedsięwziętą być musi i powinna w imię interesów ogólno - narodowych. Reforma przedsięwzięta w imię jakichkolwiekbądź specjalnych, klasowych interesów celu nie osią­gnie, i zamiast pomóc — zaszkodzi. Ponieważ ziemia, na której jakiś naród żyje, jest też podstawą jego życia, źródłem jego dobrobytu, więc rzecz naturalna, że każdy naród, dbający o swą przyszłość, powinien przedewszystkiem dbać o swą ziemię, o utrzymanie każdej jej piędzi w swym ręku, o rozumne i rządne wyzyskiwanie, lecz nie wyniszczanie jej naturalnych bogactw, i o takie urządzenie jej społecznego zagospo­darowania, któreby przedstawiało ramę dostatecznie szeroką dla wygo­dnego pomieszczenia wszystkich członków narodu, bez strącania wię­kszej lub nawet mniejszej części w bezdeń proletarjatu, lecz również bez krępowania ich osobistych zdolności, chęci i sił. Ziemia powinna służyć za trwałą i silną podstawę dla dalszego rozwoju narodu na polu przemy­słowem, handlowem i intellektualnem; tylko taki rozwój, idący od gruntu, będzie zdrowym i nie połączonym z niczyją krzywdą. Narastając w mia­rę rzetelnej potrzeby i grupując w sobie swobodne i własną chęcią wiedzione, a nie ciężkim przymusem gnane siły społeczne, oprze się i przemysł narodowy na trwałych podstawach, nie będzie żadnem sztu­cznem i efemerycznem zjawiskiem, ale rzeczywistą organiczną funkcją społecznych sił narodu. Takie, zdaniem naszem, i tylko takie cele powinna mieć na oku reforma naszych stosunków gruntowych. Biorąc z każdego z powyższych projektów to, co w nim jest zdrowego i ekonomicznie racjonalnego, nie zrywając z przeszłością i tradycją (tego osobliwie bar­dzo lękają się nasi konserwatyści, chociaż zwykle nie lubią wypowiadać, głośno, z jaką to tradycją nie należy zrywać; są takie tradycje, z któremi absolutnie zerwać należy, jak np. odwieczna tradycja wyzyskiwa­nia, pracy ludzkiej i korzystania z ludzkiej ciemnoty i łatwowierności)— reforma jeżeli ma osiągnąć swój cel, musi być wyrazem nie klasowych interesów, nie klasowej desperacji, ale wyższej, ogólno-narodowej synte­zy, musi być osnutą na jedynej szerokiej podstawie: ziemia, na której żyje nasz naród, powinna być własnością zbio­rową całego tego narodu.

 

Żądanie to jest słuszne, gdyż ziemia, na której wedle starego przy­słowia wszyscy jesteśmy gośćmi, nie może i nie powinna być własnością prywatną w duchu prawa rzymskiego. To, co stanowi niezbędną pod­stawę życia i rozwoju przyszłych pokoleń, nie może spocząć bezwzględnie w ręku jednostki cum jure utendi et abutendi. Naród, który na to pozwala, podkopuje sam podstawę własnego bytu. Lecz podczas gdy żaden z członków narodu nie ma prawa żądać wyłącznie dla siebie tego, na czem tylko chwilowym jest gościem, natomiast każdy członek narodu, urodzony na tej ziemi, ma prawo żądać swobodnego dostępu do korzystania z jej naturalnych sił wytwórczych, ma prawo i obowiązek pracowania na tej ziemi i używania w całej pełni owoców swej pracy. Naród, który w tym względzie upośledza i wydziedzicza choć najmniejszą część swych członków, przygotowuje sam dla siebie elementy rozkładowe, podkopuje swą przyszłość.

 

Nie mniej też jest to żądanie praktycznem z ekonomicznego wzglę­du. Przełamując raz na zawsze zapory, jakie stawia harmonijnemu rozwojowi społeczeństwa prywatna własność ziemi, daje najszerszą możność rozwijania produkcji rolnej, chroniąc ten rozwój od wszelkiej jednostronności a zarazem kładąc tamę wszelkiego rodzaju nieuczciwej spekulacji ziemią. Nie zmieniając z gruntu stosunków społecznych, nie wykluczając konkurencji kapitałów, rozwoju przemysłu i handlu, lecz przeciwnie, zapewniając temu rozwojowi trwałą, bo ogólno-narodową podstawę, projekt ten mimo to nie potrzebuje stucznego wentylu, przez któryby w jakąś niewiadomą przestrzeń trzeba było wypuszczać nad­liczbową ludność rolną, bo w miarę chęci i zdolności osobistych za­pewnia każdemu obywatelowi kraju i członkowi danego narodu możność pracy na roli. Wreszcie zapewnia ten projekt trwałe postępy krajowego rolnictwa i uczyni mniej dotkliwymi ciosy wszelkiej zagranicznej konku­rencji, gdyż ustanawiając maximum i minimum udziałów gruntowych, jakie może posiadać każdy obywatel, zapewnia dla tych udziałów spo­łecznie najlepszą uprawę, daje miejsce dla rozwoju tak intensywnej, jak i ekstensywnej kultury i czyni niemożliwem długoletnie zaniedbanie i zapuszczenie gruntu ze szkodą całego społeczeństwa.

 

Lecz cóż należy rozumimieć pod tą „nacjonalizacją ziemi“ i jak wyglądałby ten projekt w praktycznem zastosowaniu? Odpowiem na to królkiemi słowy, gdyż sprawie tej „Przegląd Społeczny“ zamierza poświęcić osobne studjum.⁸) Myślę nadto, że wielu czytelnikom znanemi będą teoretyczne motywa i zasady tego projektu, świetnie wyłożone w książce amerykańskiego ekonomisty Henryka George’a p. i „Postęp i Nędzą", która w krótkim czasie doczekała się mnóstwa wydań w Ameryce i Anglji, tłómaczeń na wszystkie prąwie europejskie języki i stała sie podstawą praktycznej agitacji w Anglji, Irlandji i Niemczech (zob. w prze­szłym roczniku „Przeglądu Społecznego" referat o projekcie Flürschhei­ma). Bez wątpienia, projekt ten nie może być stosowanym szablonowo we wszystkich krajach, lecz, musi ulegać należytym modyfikacjom odpowiednio do miejscowych stosunków, a mianowicie odpowiednio do gęstości zaludniena rozwoju przemysłu i hanlu, do stopnia agro­nomicznego wykształceniu rolników, wreszcie do politycznych stosunków, śród jakich żyje dany naród. Wszystko to są czynniki nader ważne; i wpływające na ukształtowanie życia - narodowego, nie powinny więc być zaniedbane przy detajlicznem wypracowaniu projektu. Zresztą mo­żna śmiało powiedzieć ze nawet w tych krajach, gdzie agitacja pod ha­słem nacjonalizacji ziemi już się rozpoczęła, detajliczne opracowania co do przeprowadzenia tego projektu pozostawiają jeszcze wielę do życze­nia. Zresztą sama zasada jest o tyle szeroką, jasną i zrozumiałą dla każdego, że praktyczne zastosowanie dopuszcza mnóstwo modyfika­cji i zostawia szerokie pole społecznej samodzielności. Nie wdając się więc na razie w rozbiór tego, jak sobie rozmaici ludzie zagranicą przed­stawiają nacjonalizację ziemi, zadowąlniają się, jak H. George, samą t. zw. „konfiskatą renty gruntowej, czy jak Dawitt, idą dalej i żądają konfiskaty ziemi i nowego jej perjodycznego podziału między tubylców (Irlandczyków). Czy dopuszczają indemnizację (jak Dawitt), czy nie do­puszczają (jak George), — ograniczymy się tutaj na przedstawieniu w krótkich rysąch tego, jakbyśmy sami przedstawiali sobie nacjonaliza­cję ziemi w Galicji, zastrzegając się z góry, że nie jest to golowy, opra­cowany projekt, ale tylko próba zastosowania na na­szym gruncie i śród naszych społecznych i politycz­nych stosunków zasady, która w innych krajach co­raz szersze zdobywa sobie pole i do której należy przyszłość.

 

Pierwsza i ogólna zasada wszystkich projektów nacjonalizacji zie­mi jest ta: ziemia jest wspólną własnością całego narodu, który na niej żyje. Z zasady tej wypływają bezpośrednio dwie dalsze: ziemia ta ani w całości ani w żadnej cząstce nie może być niczyją własnością pry­watną, ale każde pokolenie może brać ją jedynie w posiadanie czy to indywidualne, czy familijne, czy kóllektywno-gminne, - i dalej: każdy obywatel kraju ma prawo w miarę swej zdolności intellektualnej i eko­nomicznej być wprowadzonym w dożywotnie posiadanie takiego kawałka ziemi, któryby zapewniał jemu i jego rodzinie życie, utrzymanie i prawdziwie ludzki rozwój.

 

Draga zasada, specjalnie u nas, musi być podyktowaną konieczno­ścią, wypływającą z politycznego położenia naszych narodowości. Nie mając politycznej samodzielności, śród narodowego ucisku i obcoplemien­nogo wyzyskiwania, my, Rusini i Polacy, musimy w pierwszej linji dbać o to, by utrzymać ziemię pod swemi nogami. Ta zasada: "polska zie­mia dla Polaków, ruska ziemia dla Rusinów" i t. d. powinna podykto­wać nam i dalsze reguły: niedopuszczanie obcoplemiennych do posia­dania roli w naszych krajach, albo dopuszczanie ich tylko w wyjątko­wych razach, i wyrównanie dotychczas poczynionych nam przez nich uszczerbków w tym względzie przez przymusowe wywłaszczenie z wy­płatą indemńizacji.

 

Trzecia zasada, odnosząca się do podziału posiadłości ziemskiej, musi wypływać z dokładnego rozważenia obecnego stanu narodu pod względem społecznym i orzekać, jakie kategorje własności ziemskiej po­winny u nas istnieć i jakie miałoby być minimum i maximum każdej poszczególnej kategorji. O ile znaną mi jest dotychczasowa literatura przedmiotu, mogę twierdzić, że pośród naszych stosunków ogólnie przy­jętem jest uważać 15 morgów podolskiej a 20 m. górskiej za ta­kie minimum, niżej którego własność chłopska schodzić nie powinna, jeżeli ten chłop zamiast ekonomicznego rozwoju nie  ma wpaść w stan chronicznego niedomagania i agonji. Z drugiej strony żupełnie godząc się z naszymi ekonomistami na ich wywody co do szkodliwości latyfundjów, nie mogłem jakoś z predstawienia urobić  sobie jasnej granicy między latyfundjami a „wielką własnością“, jakoteż nie mogłem wyrozumieć społecznych ani narodowych korzyści tego, co oni nazywają wielką własnością. Zdaje mi się, że z argumentacji konserwatystów ten jedynie możnaby wyciągnąć wniosek, że prócz włąsności drobnej (od 15—100 morgów) przy obecnej indywidualistycznej gospodarce ma ra­cję bytu chyba własność średnia (100—500 morgowa), zaś własność większa (do 1.000 morgów objętości) dopuszczoną być może tylko jako wyjątek.

 

Co prawda, dość jest raz rzucić okiem na cyfry, wyrażające z je­dnęj strony przestrzeń uprawnej ziemi Galicji, a z drugiej strony ilość samej rolniczej ludności, by się przekonać, że według tego szematu bez żadnych poprawek, na czysto indywidualistycznej podstawie projekt ten przeprowadzić się nie da. I tak dr. Rutowski liczy rolniczej ludności w Galicji 4,360.000, ⁹) zaś cala przestrzeń naszego kraju wynosi 13,040.554 morgów, co wynosi zaledwie po 3 morgi na głowę, resp. po 15 morgów na rodzinę złożoną z 5 dusz. Rzecz oczywista, że przy takiem krańco­wem zastosowaniu indywidualistycznej zasady zapewnilibyśmy wprawdzie całej ludności minimum utrzymania, ale niezmiernie byśmy utrudnili wszelki postęp, ba, nawet zrobilibyśmy wprost niemożliwemi masę nie­zbędnych agronomicznych ulepszeń, które na tak drobnych gospodar­stwach nie dadzą się z pożytkiem zastosowań, — to znaczy, w rezultacie, osłabilibyśmy nasz kraj na polu międzynarodowej konkurencji, nie zo­stawiając przyszłym pokoleniom pola do dalszego rozszerzania się eko­nomicznęgo. Jesżcże gorzej przedstawia śię rzecz, gdy za podstawę ra­chunku weźmiemy nie cyfrę ludności, ale ilość istniejących obecnie gospo­darczych jednostek, przeważnie najdrobniejszych, od pięciu morgów i niżej, których jest przeszło miljon. Zaokrąglić te mikroskopijnej gospodarstwa  chociażby do minimalnej ekonomicznej jednostki 15-tu morgowej jest nie­możliwem, gdyź na to trzebaby, żeby Galicja liczyła przynajmniej 15 miljonów morgów uprawnej przestrzeni.

 

Jedyną możliwą tutaj poprawką jest urządzenie obok przeważnej massy drobnych indywiduąlistycznych gospodarstw — także dostatecznej  ilości gospodarstw średnich na zasadzie gospodarki koóperacyjnej. Go­spodarstwa takie z samej natury rzeczy powinnyby składać z chło­pów i z ludzi wykształconych fachowo i służyć jako rózsadniki postępu  rolniczego, dając przytem utrzymanie kilku rodzinom i stanowiąc równo­cześnie szkołę przejściową od ekstensywnej. do intensywnej gospodarki. Rzecz naturalna, że najkorzystnięjszem będzie dla nich położenie w po­bliżu większych miast lub ludnych traktów. Następująćę cyfry pokażą, w jakim mniej więcej stosunku przedstawiamy sobie rozdział naszej ziemi między różne kategorje posiadłości.

 

100 posiadł.   wielkich, przeciętnie po 1.000 mor. razem 100.000 mor.

5.000      ,,         średnich,        „              „             200 „      „           1,000.000

600.000            „ drobnych,    „              ,,             20       „             12,000.000     

 

Odpadłoby jeszcze nieużytków jako też rezerwowych gruntów prze­szło 540.000 morgów, które w miarę potrzeby mogłyby być użyte na tworzenie czy to nowych drobnych, czy średnich, kooperatywnych po­siadłości.

 

Wedle tego projektu każdy obywatel kraju miałby prawo w wieku, kiedy jest uzdolnionym i ma chęć rozpocząć samodzielne gospo­darstwo, rolne — otrzymać od kraju w dożywotnie posiadanie udział ziemi, odpowiedni jego potrzebom i uzdolnieniu, z którego narzecz kraju płaciłby czynsz, wynoszący pewien procent czystego zysku, z po­trąceniem wydatków, wyłożonych przezeń na budynki, meljoracje i t. p., które po nim przechodzą na własność kraju.

 

Im większa posiadłość, tem większy procent czystego zysku powi­nien być wypłacanym do skarbu krajowego. Skarb ten, prócz spłaty indemnizacji, miałby służyć dla przedsiębrania większych robót ameljo­racyjnych, zakładania szkół fachowych, kupowania maszyn, mogących oddawać usługi całym gminom lub okolicom rolniczym i t. p

 

Go się tyczy indemnizacji, to bez kwestji otrzymać ją mogą tylko ci, którzy przy wprowadzeniu nacjonalizacji ziemi tracą i to tylko w miarę tego, ile tracą. Wszyscy więc właściciele wielkich posia­dłości powinni by złożyć deklaracje, czy chcą i nadal pozostać w posia­daniu ziemi i w jakim rozmiarze (rozumie się, nie przekraczając usta­nowionego maximum), a w miarę tej deklaracji otrzymaliby indemniza- cję czy to za całą swą własność (jeśli wolą porzucić rolnictwo), czy też za tę część, która odejdzie z ich posiadania. Kompleks pozostający w ich posiadaniu nie powinien być indemnizowanym.

 

Go się tyczy chłopów, to oczywiście i tutaj moźnaby postąpić w podobny sposób, chociaż zdaje je się, że prostsza droga byłaby — przy równoczesnem przeprowadzeniu kommasacji - z kompleksów na­bytych już na własność kraju powydzielać im na razie tyle, by grunt własny z nowo przydzielonym dochodził przynajmniej do ustanowionego minimum. Solidarna poręka względem wypłaty czynszów mogłaby da­wać gwarancję ich regularnego wpływania do kas krajowych.

 

Oto byłby w głównych zarysach projekt nacjonalizacji ziemi, wy­tworzony na Zachodzie i przystosowany poniekąd do naszych stosunków. W takiej czy innej formie projekt ten—zdaniem mojem—powinien wejść w program demokratycznych partji ruskiej i polskiej, gdyż on jeden przynieść może ludowi rzeczywiste realne korzyści, i bez niczyjej krzy­wdy zapewnić trwały i spokojny rozwój narodowości.

 

Iwan Franko.

 

____________________

¹) „Przegląd Społeczny“ l887. Nr. 1. str. 21 —35.

²) Wiadomo np. że "Towarzystwo kredytowe ziemskie", które przy udzie­laniu pożyczek postępuje nader oględnie, szacuje grunta pańskie 2, 3 i 4 razy wyżej, niż je oszacowano w pomiarze katastralnym.

³) Zob. o tem znakomity artykuł ś. p. Nawrockiego p. t. "Podwijna krejdka", "Diło", 1882.

⁴) Dr. Józef Milewski. Prawo spadkowe a własność ziemska. "Przegląd polski" 1885 r. zeszyt styczniowy str. 94.

⁵) Dr. Bauch. O projekcie rządowym przepisów podzialu dziedzictwa. "Przegląd sądowy i  admin.” 1887, 1.

⁶) Denkschschrift betreffend die Erbfolge in landwirtschaftliche Güter und das Erbgüterrecht (Heimslättenrecht) nebst einem hierauf bezüglichen Gesetz­entwurf vom Karl Peyrer Ritter v. Heimstätt. Wien 1884. str. 149 — 150.

⁷) K. Peyrer, 1. c. str. 31.

⁸) Szkic projektu, rzucony przez autora, polecamy gorąco uwadze czytel­ników, aczkolwiek szczupłe rozmiary i zakres artykułu nie pozwoliły ani na dostateczne teoretyczne, uzasadnienie twierdzeń, ani na uwzględnienie wielu czynników zaznaczonych przez autora, ani wreszcie na ujęcie reformy w jej stopniowym rozwoju. Aby dać pełniejszy obraz tej nowej dla naszego społe­czeństwa kwestji, mamy zamiar drukować w roku bieżącym obszerniejszą pra­cę o unarodowieniu ziemi w Polsce ze szczególnem uwzględnieniem politycznej reorganizacji, która równocześnie winna być dokonaną. (Przyp. Red.)

⁹) Dr. T. Rutowsjd. Rocznik statystyki Galicji, str. 27.

[«Przegląd Społeczny» (1887. Т. 3. Nr 4, s.323-335]

15.01.1887