Biedna scena Skarbkowska.

Z okazji występów p. Ładnowskiego na scenie lwowskiej w październiku 1889 r. w kółku znajomych, a następnie w drodze publicystycznej podniosłem myśl ukrajowienia tealru lwowskiego, która przyjętą została bardzo przychylnia, a szczególnie prasa warszawska (Kurjer Warszawski, Echo tealratne i Przegląd tygodniawy) godząc się w zupełności z mojemi wywodami, poświęciła jej osobne artykuły.

 

Od czasu śmierci śp. Dobrzańskiego, sytuacja teatru jest niepewna, charakteryzują ją życie z unia na dzień bez jutra, a wszyscy bez wyjątku artyści spoglądają ciągle na Warszawę, jak na upragnioną Mekkę i każdy z nich przeniósłby się w tej chwili do Warszawy, gdyby tylko wiedział, że uzyska tam stanowisko i warunki, które by tylko w połowie dorównały tutejszym. Objaw to znaczący i zastanowić się nad nim warto.

 

Scena lwowska, jedyna w stolicy kraju, liczącej sto kilkanaście tysięcy mieszkańców, dysponująca gmachem prawie bezpłatnym i subwencją trzydziestu tysięcy zł. rocznie, rozporządzająca funduszem emerytalnym, dosięgającym dziś kwoty dwustutysięcy zł. — jest niestety zawsze jeszcze tylko etapą przejściową dla artystów. Dlaczegóż to uczy naszych artystów zwracają się ciągle do Warszawy, gdzie płaca zwłaszcza z początku jest o wiele mniejszą, aniżeli u nas, gdzie nie ma funduszu emerytalnego, gdzie skutkiem odmiennych warunków cenzuralnych sztuka polska nie w tym stopniu rozwijać się może, jak u nas, gdzie wreszcie publiczność i prasa z pietyzmem tak wielkim traktuje swoich artystów, że wymaga to mnogo czasu i wiele pracy i wytrwałości, zanim przybysz jaki, chociaż bardzo utalentowany, wyrobić sobie zdoła stanowisko i zaskarbić względy publiczności, mającej swoje tradycje i bardzo przywiązanej do swoich artystów?

 

Mamy na to jedną tylko odpowiedź. U nas niestety teatr polski jest zawsze jeszcze imprezą prywatną, podczas gdy jedynie w Warszawie istnieje teatr rządowy. U nas jest jeszcze zawsze pomimo rządów autonomicznych, pomimo odmiennej sytuacji politycznej, z pozoru korzystniejszej dla egzystencji teatru polskiego, życie sceny życiem z dnia na dzień, bez jutra — podczas gdy w Warszawie teatr rządowy daje gwarancję egzystencji artystom, rządy są tam stale, sytuacja pewniejsza — bez względu na to, czy na czele teatru stoi Muchanow, czy Wsiewoloski, czy Gudowski, czy wreszcie jenerał Palicyn. Maszyna i ciągłość planu i prac zawsze jest ta sama, tak jak w Burgu wiedeńskim — bez względu na to, czy intendantem jest ten lub ów "hofrath", czy dyrektorem jest Laube, Dingelstedt, Wilbrand, Forster, lub dr. Burckhardt.

 

Tam, gdzie istnieje teatr cesarski, królewski, krajowy, czy miejski — nie decyduje o egzystencji teatru okoliczność, kto chwilowo stoi na czele tej instytucji, a wpłynąć to może tylko na to, czy teatr pod tym lub owym przedsiębiorcą lepiej lub gorzej jest prowadzonym.

 

Lwów jedyną może jest stolicą, gdzie teatr zawsze narażonym jest na najrozmaitsze flukta i gdzie nikt przewidzieć tego nie może, co w najbliższej przyszłości stanie się z naszym teatrem, który u nas zawsze jeszcze wyjątkową jest dźwignią narodową, co wreszcie stanie się z naszymi artystami? A przepomnieć o tem nie można, że teatr polski w wyjątkowych jest warunkach i że w razie ubytku kilku pierwszorzędnych artystów, scena polska we Lwowie w rozpaczłiwem znaleźć się może położeniu, gdyż u nas nie tak łatwo, jak np. u Niemców, na prędce złożyć komplet artystów, bo skądże ich weźmiemy?

 

Zauważyć tu wypada, że ponieważ teatr nasz jest przedsiębiorstwem prywatnem, nie myśli się więc o tem, co będzie w przyszłości. W ostatnich latach żadna wybitna siła nie wyrobiła się na naszej scenie, brak szkoły dramatycznej i brak reżyserji w prawdziwem słowa znaczeniu uczuwać się daje.

 

Każdy nieuprzedzony przyznać musi, że kraj nasz pojmuje należycie znaczenie sceny narodowej i hojnie ją popiera, cóż z tego, kiedy kończy się zawsze jeno na uchwaleniu subwencji i nie pomyślano dotychczas na serjo o utrwaleniu tej sceny i o ugruntowaniu jej podstaw.

 

Czyż była u nas kiedy jaka wytyczna, czyż utrzymała się jaka tradycja, jakiś program jednolity, jakaś trwałość i ciągłość idei przewodniej? Przenigdy! A największą podług nas klątwą, jaka ciążyła dotychczas na teatrach polskich we Lwowie, Krakowie i Poznaniu, było to, że imprezę teatralną powierzano przeważnie redaktorom i wydawcom pism.

 

U nas był nim śp. Jan Dobrzański, w Krakowie p. Kożmian, w Poznaniu p. Dobrowolski. Każdy z nich w interesie własnym prowadził w swem piśmie walkę namiętna pro domo sua. Polemika ta prowadzona bez opamiętania, doprowadziła do deprawacji sceny, do zdemoralizowania artystów i do zniechęcenia publiczności.

 

Wrzała zawsze walka namiętna, redaktor i dyrektor teatru w jednej osobie popełniał tę niewłaściwość, że w swoim dzienniku kruszył kopię w interesie swego przedsiębiorstwa, odbywały się formalne igrzyska, które znudziły publiczność a dziennik przeciwny stwarzał w gronie artystów malkontentów, gromadził ich pod swojemi skrzydłami, były w pismach zawsze dwa obozy teatralne, a wszystko razem dyskredytowało instytucję, która miała u nas zwłaszcza cele tak podniosłe...

 

Kożmian się usunął, śp. Dobrzański umarł, a po otrzeźwieniu się przyszliśmy do przekonania, że minęły szczęśliwe czasy teatru lwowskiego i że miejsce pięknych i wzniosłych tradycyj, zajęła u nas we Lwowie impreza teatralna w najpospolitszem słowa znaczeniu.

 

O jednolitym programie, o jakiejś wytycznej, o wyrobieniu prawdziwie estetycznego smaku publiczności i zamiłowania do sztuki marzyć nawet nie można.

 

Czy pomyślano o tem, co się stanie wówczas, jeżeli pomimo to wszystko nie dopisze powodzenie kasowe, jeżeli długi piętrzyć się będą, braknie srodków na forsowanie, na nabywanie sztuk, a wreszcie na wypłacanie gaży?

 

Dziś jest sytuacja taka, że kilkutygodniowe niepowodzenie oznaczać może ruinę dla przedsiębiorstwa. Czy pomyślano o tem, coby się wówczas stało? Kto w takim razie prowadzić będzie dalej teatr? Wszystko rozleci się na cztery wiatry.

 

I czyż można mieć za złe artystom, że kokietują ciągle z Warszawą, gdzie mają "jutro" zabezpieczone? Któż może mieć do nich za to pretensję? czyż są pewni tego, że ewentualny następca przedsiębiorcy, mający wyłącznie swój interes na względzie, zaangażuje ich? Czyż wiedzą, kto będzie jutro ich panem, z kim iść mają, a komu narażać im się nie wolno?

 

Sytuacja taka trwać dalej nie może, nie zapewnia ona egzystencji artystom i w takich warunkach o prawdziwem posłannictwie sceny narodowej, która bądź co bądź jest jednym z najważniejszych czynników w naszem życiu narodowem, mowy być nie może.

 

Zastanowić się nad tem w pierwszym rzędzie musi reprezentacja kraju. Nie idzie zatem, ażeby natychmiast zaradzono złemu. Sprawa ta wymaga dokładnego rozważenia i obmyślenia.

 

Jeżeli teatr ma mieć zabezpieczoną egzystencje na przyszłość, to musi on przejść pod zarząd kraju, jak to ma miejsce w Budapeszcie, Pradze i Zagrzebiu. Kraj musi stanąć na czele tej instytucji a wówczas nie będzie już rzeczą przypadku, kto obejmie kierownictwo artystyczne sceny naszej — na stanowisko to powoła go kraj, a jeżeliby nawet eksperymentować musiano z początku, to w każdym razie zagwarantowaną będzie artystom egzystencja i wówczas dopiero scena polska we Lwowie będzie mogła być pierwszą sceną w całej Polsce.

 

Rzeczą jest naturalną, że nie przewidując niespodziewanych wypadków, wydatki obracaćby się musiały w granicach pewnego z góry określonego budżetu, mającego zastąpić dzisiejszą subwencję.

 

Rzuciłem wtedy tę myśl, a szczegółowe opracowanie planu i zastanowienie się nad ważną tą sprawą pozostawiłem czynnikom decydującym.

 

Wyraziłem wówczas nadzieję, że przy sposobności uchwalenia subwencji dla teatru naszego, rzucona myśl ukrajowienia teatru powinna zostać podniesioną w Sejmie, któryby powinien Wydziałowi krajowemu zlecić rozważenie tej myśli i wydanie orzeczenia, czy wogóle w danych warunkach marzyć możemy o tem, ażeby egzystencja teatru naszego nie była i nadal narażoną na rozmaite flukta, i czy myśl kreowania krajowego teatru narodowego na wzór Czechów, Kroatów i Węgrów może być w przyszłości zrealizowaną.

 

***

 

Podnosząc myśl powyższą w październiku rz, nie przypuszczałem nawet, ażeby tak prędko przybrała formy konkretne... A działo się to wówczas, kiedy z teatrem lwowskim nie było jeszcze tak źle, jak obecnie. Stało się to na trzy miesiące przed objęciem teatru przez p. Miecz. Schmitta, pod którego impresą wybuchł znany strejk artystów i ubyły siły tak cenne jak Mieczysław Frenkiel, Władysław Wojdałowicz i Mira Heller.

 

Artykul obszerny, wyłuszczający sprawę ukrajowienia teatru lwowskiego umieściłem wówczas w Gazecie Narodowej i ogłosiłem w osobnej odbitce, którą podczas ostatniej sesji sejmowej rozdano także pp. posłom.

 

Przy sposobności uchwalenia subwencji dla teatru lwowskiego i krakowskiego, na wniosek hr. Wladysl Koziebrodzkiego, które mu trafiły do przekonania moje argumentacje, polecił sejm na ostatniej sesji Wydziałowi krajowemu, aby celem poprawienia istniejących stosunków sceny polskiej we Lwowie i w Krakowie, a utrwalenia jej pomyślności i należytego rozwoju nadal, zwołał odpowiednią ankietę, z ankiety zdał sprawozdanie i ewentualnie przedłożył wnioski na najbliższej sesji.

 

Wydział krajowy pragnąc, ażeby ankieta za znalezieniem się swem znalazła już przygotowany substrat do obrad, zaprosił komitety teatralne we Lwowie i Krakowie, tudzież posła hr. Władysława Koziebrodzkiego do wypracowania kwestjonarza. Otrzymane dane zestawił Wydział krajowy w jednym kwestjonarzu, który służyć będzie za podstawę obrad ankiety.

 

Ze względu na poruszoną kwestję objęcia teatrów we Lwowie i Krakowie, a względnie tylko pierwszego w zarząd kraju, zajął się również Wydział krajowy zbadaniem odnośnych materjalów i dat z innych teatrów, zostających w administracji publicznej.

 

W skład ankiety, która zbierze się dziś we czwartek 17 bm. o godzinie 6. wieczór w sali radnej Wydziału krajowego, zaproszeni zostali pp.: członkowie Wydziału krajowego dr. Franciszek Hoszard, dr. Adam Jędrzejowicz, Tadeusz Romanowicz i Antoni hr. Wodzicki, dalej posłowie Sejmu: Stanisław hr. Radeni, Władysław hr. Koziebrodzki, dr. Adam Asnyk, Dawid Abrahamowicz, prezydenci miasta Lwowa i Krakowa: Edmund Mochnacki i dr. Feliks Szlachtowski, dalej redaktor Czasu Stanisław Kożmian, dyrektor bibljoteki Jagiellońskiej dr. Karol Estreicher, redaktor Gazety Lwowskiej Adam Krechowiecki, Michał Bałucki, Józef Bliziński, Władysław Łoziński, Zygmunt Sawczyński, Adolf Wiesiołowski, prof. dr. Bronisław Radziszewski, prof. lwowskiego konserwatorjum Towarzystwa muzycznego Stanisław Niewiadomski i dyrektor Tow. oficjał. prywatnych Romuald Makarewicz i Kaz. Skrzyński z Gaz. Lw..

 

Ankiecie przedłożony zostanie następujący kwestjonarz:

 

1. Gzy teatr ma pozostać, jak dotąd, przedsiębiorstwem prywatnem, przez kraj subwencjonowanem, czyli też ma przejść zupełnie pod zarząd krajowy? Czy objęcie w administrację kraju, choćby tylko teatru we Lwowie, jest wskazanem i czy dla funduszu krajowego nie przedstawia zbyt wielkiego ryzyka?

 

2. W razie pozostawienia nadal stanu dotychczasowego, jak daleko ma sięgać i jak ma być wykonywane prawo dozoru Wydziału krajowego nad teatrem, jako instytucją przez kraj subwencjonowaną?

 

3. Jeśli prawo nadzoru ma być i nadal wykonywane przez komitety artystyczne, z ilu i jakich członków mają się składać? czy członkowie ci mają być stale mianowani, czy tylko na pewien czas (np, na 6 lat?) Czy nie należałoby im nadać ściślejszej organizacji? Czy nienależałoby im zapewnie większego wpływu na kierownictwo artystyczne teatru, co do repertoaru, reżyserji, unormowania stosunku dyrekcji do aktorów itp. i w jaki sposób określić bliżej ich kompetencję?

 

(Dotychczas komisja artystyczna nie miała prawie żadnego znaczenia, była ona tylko lucus a non lucendo).

 

4. W jaki sposób unormować wypłatę subwencji?

 

a) Czyli dla lepszej i skuteczniejszej kontroli nie należałoby raz na zawsze postanowić, że subwencja nie będzie nigdy wypłacaną z góry, lecz z dołu, po upływie półrocza lub kwartału.

 

(Jeżeli komisja artystyczna nie ma być czczą komedją, jeżeli jej zdanie zaważyć ma na szali i liczyć się z niem ma przedsiębiorca, to subwencja wypłacaną powinna być zawsze z dołu. Inaczej referaty komisji artystyczej będą zawsze tylko musztardą po obiedzie i żadnego znaczenia mieć nie mogą).

 

b) Czyli niebyłoby wskazanem odmawiać wypłaty odpowiedniej części subwencji za przedstawienia nie odpowiadające wymaganiom pod jakimkolwiek względem?

 

(Za przedstawienia, wpływające demoralizująco na publiczność, za sztuki wystawione licno i bez przygotowania subwencja nie powinna być wypłacaną).

 

c) Czy w celu podniesienia poważniejszych działów sztuki scenicznej, nie należałoby postanowić, że subwencja przeznaczona dotąd na dramat i komedję w ogóle, ma być używaną na wsparcie dramatu i poważniejszej komedji?

 

(Podług nas subwencja przeznaczoną być powinna w pierwszej linji na dramat i komedję polską a dalej na znakomite sztuki obcej literatury. Farsa francuska i operetka sprosna nie potrzebuje subwencji — publiczność uczęszcza na nie, zepsuto bowiem jej smak, a zresztą kraj nie może przecież subwencjonować rzeczy demoralizujących wprost publiczność. Subwencja ma przeciwny cel. Przedewszystkiem przeznaczoną ona jest na umożliwienie wystawienia sztuk polskich, chociażby one już z góry na materjalne powodzenie liczyć nie mogły. W Krakowie wystawiają prawie wszystko, cokolwiek na polskiej niwie dramatycznej się pojawi a u nas tylko farsy Zalewskiego, Abrahamowicza i Przybylskiego, które "kasę robią").

 

d) Czyli nie wypadałoby dyrekcji teatru lwowskiego postawić warunku, że subwencja na operę polską tylko wtedy będzie wypłaconą, jeżeli opera będzie rzeczywiście złożona wyłącznie ze sil swojskich?

 

(Warunek ten powinien być nieodzownym. Kraj daje na operę 10.000 zł. rocznie, a miasto 5000 zł. — jest to kwota bardzo poważna i przeznaczoną ma byc na polskie siły wokalne, a nie na wyśpiewanych lazaronów włoskich. Za Barącza publiczność uczęszczała najliczniej na opery obsadzone wyłącznie siłami polskiemi. Mamy zresztą we Lwowie wyborne szkoły śpiewu (Lutnia, Towarz. muzyczne, panie Seuvestrowa, Stróżecka, p. Wysocki etc ), śpiewaczki i śpiewacy nasi mogą być chlubą każdej sceny europejskiej, a tymczasem wyrzuca się pieniądze na marnych Włochów, a naszym skąpi się pieniędzy i zmusza ich do wyjazdu do Odessy, jak np. pannę Heller, której p. Schmitt zniżyć chciał gażę pobieraną za p. Barącza).

 

e) Czy nie wypadałoby wypłaty subwencji uczynić zawisłą od warunku przedkładania rachunków z administracji teatralnej?

 

f) Czy w celu ułatwienia przedsiębiorstwa teatralnego uzdolnionym ludziom z mniejszym kapitałem nic należałoby jakąś część subwencji i jaką, przeznaczać na zakupno dekoracyj, garderoby, bibljoteki teatralnej, instrumentów muzycznych dla orkiestry, co wszystko stanowiłoby własność nie dyrekcji, lecz krajowego funduszu teatralnego?

 

g) Czy nie należałoby pewnej części subwencji używać na coroczne zakupna prac oryginalnych i tłumaczonych, które byłyby wspólną własnością teatrów w Krakowie i we Lwowie?

 

h) Czy, w celu zachęcenia autorów dramatycznych do pisania oryginalnych sztuk polskich, a zwłaszcza poważniejszych, nie należałoby od czasu do czasu wyznaczać ze subwencji jakiejś kwoty na premje za utwory dramatyczne rzeczywistej wartości? (Jestto myśl bardzo szczęśliwa).

 

i) Czy osobne stypendja dla wyjątkowo uzdolnionych artystów dramatycznych do podróży i do kształcenia się za granicą, mogłyby przynieść jaką praktyczną korzyść dla rozwoju sceny?

 

k) Czy, w celu wyrobienia nowych sił artystycznych dla dramatu i komedji, nie byłoby rzeczą pożądaną, założyć choćby w jak najskromniejszych rozmiarach, osobną szkołę dramatyczną, w którejby początkujących artystów kształcono w sztuce scenicznej, a przedewszystkiem uczono czystej i poprawnej dykcji?

 

(Szkoła dramatyczna jest u nas konieczną. Scena lwowska upada, starsi artyści powymierali, młodsi przenoszą się do Warszawy, teatry prowincjonalne nie dostarczyły w ostatnich latach żadnej wybitnej siły, jedynie szkoła dramatyczna powstrzymać może upadek sceny lwowskiej).

 

1) Czy nie należałoby zastrzedz Wydziałowi krajowemu pewnego wpływu przy nadaniu przedsiębiorstwa teatralnego i żądać od przedsiębiorcy, aby przed objęciem teatru wykazał swoje uzdolnienie, a nadto dał jakie gwarancje, że ma stosowny do prowadzenia przedsiębiorstwa kapitał? Czy nie możnaby zastrzedz z góry, że subwencję krajową otrzymywać będzie tylko taki kandydat, którego Wydział krajowy uzna za odpowiedniego zarówno co do uzdolnienia, jak i co do środków materjalnych?

 

(Jest to całkiem naturalnem, źe Wydział krajowy, subwencjonujący teatr powinien mieć glos decydujący. Gdyby p. Schmitt przed objęciem teatru miał się był wykazać swojem uzdolnieniem do prowadzenia teatru w jakimkolwiek kierunku, to nie ulega wątpliwości, że historja sceny lwowskiej nie byłaby doniosła potomności o tem, że losy teatru naszego spoczywały przez czas jakiś w jego ręku).

 

***

 

Spodziewać się należy, że ankieta zajmie się także sprawą polskich teatrów prowincjonalnych, które domagają się koniecznej opieki. Mają one u nas misję cywilizacyjną — niestety jednak w ostatnich latach upadły tak nisko, że mówić nawet nie warto o polskich scenach prowincjonalnych. Co było lepszego, wyemigrowało do teatrów prowincjonalnych do Królestwa Polskiego, — a dziś składają się one z sił tak marnych, że dla publiczności żadną miarą atrakcją być nie mogą. Trzeba więc koniecznie pomyśleć o jakiejś małej subwencji przynajmniej dla jednego polskiego teatru prowincjonalnego w Galicji.

 

***

 

Nad powyższym kwestjonarzem zastanawiać się dziś będzie ankieta. Do pojedynczych punktów kwestjonarza pozwoliłem sobie zrobić niektóre uwagi.

 

Wyrażając na tem miejscu szczery dank hr. Władysławowi Koziebrodzkiemu za poparcie w Sejmie podjętej przezemnie myśli, a Wydziałowi krajowemu za tak energiczne zajęcie się tą sprawą, — pozwolę sobie wrócić do niej po skończonych obradach ankiety.

 

Jakikolwiek będzie jej rezultat, zbawiennie wpłynąć to musi niezawodnie na nasz teatr, iż losami jego zaczął się nareszcie kraj zastanawiać na serjo.

 

[Kurjer Lwowski]

17.07.1890