(Uwagi samotnika).
Odzwyczaja nas wojna od mody paryskiej i wiedeńskiej.
Gdyby to można i po wojnie utrwalić te niezależność od dziwacznych nieraz pomysłów zagranicy, gdyby w ubiorach, zwłaszcza kobiecych, decydowały względy na higienę, a nie na małpowanie Paryża, ileż to zaoszczędziłoby się miljonów, wywożonych ż kraju i może wrócilibyśmy w strojach do motywów narodowych.
I przemysł krajowy pozyskałby rozległy rynek zbytu wewnętrznego, dotąd opanowany przez fabryczne kraje zachodu.
***
Odwykamy od kawiarnianego życia.
Lwów zapatrzył się na Wiedeń i tyle w nim pootwierano kawiarń, restauracji, szynków różnego rodzaju, tinglów, że zdumienie brało, gdy się widziało wszystkie te zakłady przepełnione do późnej nocy.
Ile tam rujnowało się jednostek, ile cierpień i zgryzot domowych kryło się poza tą kawiarnianą iluminacją, któż zdoła policzyć.
Może i po wojnie nie odżyje na nowo nocne życie kawiarniane.
Pokój, zawarty po takich bitwach i pobojowiskach, jakie znaczą postępy niebywałej dotąd w dziejach olbrzymiej wojny, będzie wymagał usilnej pracy od wszystkich, którzy przetrwali ten historyczny przełom.
Na kawiarniane życie znowu nie będzie czasu.
***
Odzwyczaiła nas wojna od niemczyzny w kinoteatrach. Jest to może drobiazg, jednak interesujący.
Kinoteatry powstawały we Lwowie, jak grzyby po deszczu. Niektóre z nich robiły świetne interesy, zbijały majątki.
I gdy do tych kinoteatrów odzywano się w prasie w imię patriotyzmu, by przecie miały szacunek dla mowy polskiej, by usunęły napisy i filmowę wyjaśnienia niemiecke, starano się udowodnić, że to jest technicznie niewykonalnem.
No — i przyszedł rozkaz wojenny i technika kinoteatrów znalazła sposoby zadowolenia władzy.
***
Wogóle byliśmy we Lwowie zalani niemiecczyzną, chociaż odsetka ludności niemieckiej była znikomo mała.
Borykała się z tym nawałem niemczyzny garstka entuzjastów, głoszących hasło bojkotu towarów pruskich, lecz po kilkuletniem szamotaniu się nie zdołali nic poważnego zdziałać. Kończyło się na wybiciu szyb w sklepie jednej firmy pruskiej.
Niemczyzna nadal panowała: na ulicach w postaci napisów firmowych, w kawiarniach ogromną liczbą gazet codziennych i niecodziennych, przychodzących z Wiedna, z Berlina i Bóg wie skąd.
Były chwile, gdy oburzone społeczeństwo wołało: Precz z polakożerezą "Neue Freie Presse"! precz z "Zeit"!
Mimo to codzień wieczorem tłumy oblęgaly agencje gazet i czekały na wózek, którym z pociągu przywożono po kilkanaście worów niemieckich gazet.
Zdawało się, że bez niemieckich gazet Lwów istnieć nie może.
Wojna przekonała nas, że i bez tych mądrości niemieckich wegetować można.
Daj Boże, abyśmy i po wojnie nie powrócili do dawnych w tym względzie obyczajów.
***
I jeszcze jedno odzwyczajenie na myśl przychodzi.
Wkrótce wyczerpią się leki z Niemiec sprowadzane.
Gdyby wojna dłużej przeciągnąć się miała, nie obejdzie się bez pewnych niedogodności dla chorych i lekarzy.
Ale właśnie to przesilenie powinno zwrócić nam uwagę, jak niebezpieczną jest rzeczą być zależnym od zagranicy w zakresie produkcji, niezbędnej w codziennem życiu.
I jeśli wytężymy usiłowania w celu rozwinięcia krajowej produkcji środków leczniczych, nauka, którą przyniosła wojna, nie będzie dla nas straconą.
Prawda, że produkcja farmaceutyczna na tej stopie, jak w Niemczech istnieje, wymaga olbrzymich kapitałów i innych warunków dogodnych.
Ale można się zadowolić na początek i mniejszymi rozmiarami wytwórczości krajowej.
A z drugiej strony wojna odzwyczaja nas od wielu bezwartościowych, chociaż grubo przepłacanych specyfików niemieckich, które były istną płagą ludności. Na tem polu działy się w Niemczech skandaliczne nadużycia, obliczone na szalbierczy wyzysk, zdemaskowane w samej niemieckiej prasie.
U nas prof. Jaworski z Krakowa przed kilkoma laty wypowiedział walkę specyfikom, wykazując ich szkodliwość dla lecznictwa. Rozprawa jego, tłómaczona także na obce języki, uczyniła chwilowe wrażenie, lecz nie usunęła złego.
Wojna oswobadza nas od plagi specyfików.
Daj Boże, abyśmy po wojnie znowu w nią nie popadli.
[Kurjer Lwowski]
05.12.1914