Na nasz artykuł o walnem zgromadzeniu Tow. im. Szewczenki odpowiedziało Diło w sposób tak... oryginalny, że warto słów kilka poświęcić tej odpowiedzi.
„U nas są dwojakie towarzystwa — pisze Diło — jedne, że tak powiemy, ogólno narodowe, a drugie partyjne. Do pierwszych należą „Narodny Dom“, Instytut Stauropigijski, „Hal.-ruska Matyca“, a do drugich nprz. „Proświta“ i „Tow. im. Szewczenki“. Do towarzystw ogólno-narodowych wszystkie stronnictwa mają równe prawo, ale do partyjnych nie mogą mieć prawa nawet w teorji. Towarzystwo im. Szewczenki należy do towarzystw partyjnych narodowców, a więc do przyjęcia do tegoż może mieć oczywiście prawo tylko narodowiec; ani Polak, ani moskalofil, ani radykał nawet mówić nie może, że ma prawo do przyjęcia w poczet członków towarzystwa narodowego, ani żalić się nie może, jeżeli go nie przyjęto.“
Pomijamy już zasadniczą niedorzeczność takiego argumentu, niedorzeczność polegającą na tem, że tym sposobem Diło podcina nogi swej własnej partji, zadając kłam samej nazwie „narodowców". Bo jeżeli te towarzystwa są „narodowe“, to oczywiście powinny być „ogólno-narodowe“. Nazwać te towarzystwa partyjnemi, to znaczy rezygnować z ich charakteru „narodowego“ i pędzić wodę na młyn moskalofilów, którzy już z wielką satysfakcja podchwycili to przyznanie Diła, podnosząc, że „tylko partja „staroruska“ czyli moskalofilska ma towarzystwa ogólno-narodowe, zaś partja Diła nie ma i mieć nie może towarzystw ogólno-narodowych, gdyż zeszła ona z gruntu narodowego i reprezentuje interesy partyjne, a nawet tylko osobiste“. Ale niedorzeczność tego argumentu pomińmy, a zapytajmy się, czy jest on oparty na prawdzie? Twierdzimy stanowczo, że nie.
Ani „Proświta“, ani tow. im. Szewczenki w swych statutach nic nie mają takiego, co by je określało jako towarzystwa partyjne. Przeciwnie, samo Diľo przed kilkoma dniami opublikowało odezwę wydziału „Proświty“, wzywając wszystkich ludzi dobrej woli i miłujących swój naród do wspólnej pracy. Praktyka w obu towarzystwach również zadaje kłam temu twierdzeniu: i do jednego i do drugiego przyjmowano i narodowców wszelkich odcieni i moskalofilów; specjalnie co do tow. im. Szewczenki, to zasiada w niem np. p. Chojnacki, dyrektor księgarni Stauropigijskiej, należy także dr. Sielski zaliczający się do radykałów. Rzecz oczywista, że powyższą niedorzeczną argumentację stworzyło sobie Diło ad hoc, by pokryć nieprzyjęcie do owych towarzystw jednostek niedogodnych dla kliki wodzącej w nich rej dotychczas i konfiskującej je teraz na swą wyłączną własność. Ciekawiśmy, co na to powiedzą Ukraińcy, którzy dając pieniądze na tow. im. Szewczenki wcale nie mieli zamiaru tworzyć pepinjery dla rozpładzania halicko-ruskiego szkarałupnictwa, lecz chcieli stworzyć ruskie ogólno-narodowe towarzystwo naukowe, czyli, jak samo Diľo pisało przed kilkoma dniami, ognisko życia naukowego dla całej Ukrainy-Ruśi.
By godnie uwieńczyć swą argumentację, Diło obrzuca następnie błotem osobę I. Franko, dowodząc, że on jest odstępcą sprawy ruskiej i w tym celu kładąc go na jednej desce z p. Pl. Kosteckim i O. Markowem, użalając się na to, że taki człowiek ma do rozporządzenia dwa pisma, w których może wywierać swą złość na biednych narodowcach i dodając następujące charakterystyczne słowa: „O ile nam wiadomo z całkiem pewnego źródła, właściciele Kurjera nie żądają od p. Franko borby przeciw narodowcom, a mimo to ileż tam spotykamy tego dobrego!“ No, dobrze to Niemiec mówi: „der Schelm denkt wie er selbst ist“. P. redaktor Diła sądzi, że każda redakcja zorganizowaną jest tak, jak redakcja Diła, gdzie żaden współpracownik kroku zrobić nie może bez cenzury głównego redaktora, a ten główny redaktor nie ma nigdy swego zdania, lecz tylko wącha, skąd wiatr wieje. Śmiemy oświadczyć p. Bełejowi, że w innych redakcjach, a szczególnie w redakcji Kurjera lwowskiego istnieje rzecz, może i nieznana w redakcji Diła, ale praktykowana wszędzie indziej: porozumienie współpracowników co do wszystkich kwestyj zasadniczych i autonomja w traktowaniu szczegółów. Jeżeli p. Bełej sądzi, że współpracownicy i współwłaściciele Kurjera są zasadniczo przeciwni takiemu traktowaniu sprawy ruskiej, jakie jest w Kurjerze, to się bardzo myli; jeżeli jednak słowa jego mają tylko znaczenie insynuacyjne, znaczenie pobożnego życzenia, by tak było i by współwłaściciele Kurjera postarali się ograniczyć swobodę słowa swego współpracownika, to wybrał się on na fałszywą drogę i scharakteryzował tylko swój własny sposób myślenia. Dodamy wreszcie, że twierdzenie o bezwzględnem zwalczaniu narodowców przez Kurjer jest zupełnie nieprawdziwem. Przeciwnie, cokolwiek narodowcy kiedykolwiek uczynili dobrego, uczciwego i pożytecznego dla ogółu, podnosiliśmy to zawsze z największą gotowością i czynić to nie przestaniemy i nadal. To samo czynił też p. Franko, gdy byl jeszcze korespondentem Prawdy i Kraju, nie zważając na ciągle dążanie się narodowców, którzy nigdy znieść nie mogli słów swobodnej krytyki.
Dalej podaje Diło szereg zbrodni, popełnionych przez I.Franko na sprawie ruskiej. Podajejemy tutaj w porządku liczbowym:
1) P. Franko nazwał w Narodzie program Romańczuka „eufonicznie ochrzczoną obietnicą posad i awansów". (Diło w onym czasie strasznie oburzyło się było na to nazwanie i zapytało p. Franko, „jeżeli tylko ma odrobinę honoru, by powiedział, kiedy to i gdzie p. Romańczuk obiecywał komu posady i awanse“. P. Franko natychmiast posłał do redakcji Diła odpowiedź, w której według tekstu wydrukowanego w samem Diłe zacytował słowa p. Romańczuka, wyrzeczone na zgromadzniu „Narodnej Rady“ w r. 1890 i gdzie p. Romańczuk, przyrzekając zmianę systemu rządowego wobec Rusinów, wyszczególnił jako główne desiderata dla tej zmiany 6 punktów, z których 5 traktowało właśnie o posadach i awansach dla Rusinów. Wiemy z pewnego źródła, że p. Bełej otrzymawszy tę odpowiedź, z początku dusił ją parę dni u siebie, potem dał ją komuś zdolniejszemu od siebie, by do niej dorobił „sos z chrzanem“, wreszcie zaś zobaczył, że jest ona „nieprzyzwoita“ i postanowił jej nie drukować wcale).
2) Naród, którego redaktorem jest p. Franko, „jak powitał nowo zawiązujące się towarzystwo „Dnister?“ Jak powitał? — spyta ciekawy czytelnik nietylko Kurjera, ale i Diła, gdyż redakcja nic na to nie odpowiada. A powitał tak — dodamy dla objaśnienia — że opierając się na słowach samych założycieli „Dnistra“ wyraził powątpiewanie, ażali między Rusinami znajdą się ludzie zdolni do prowadzenia tego interesu i obawę, by to nowe przedsiębiorstwo nie przyczyniło się do nowej kompromitacji Rusinów. Gzy może Naród był obowiązany piać hymny pochwalne i wpadać w cielęce zachwyty?
3) Narodowcy, jako tolerantni (czy tylko dla tego?) zaprosili p. Franko do komitetu dla wydawnictwa utworów Szewczenki, „i czegóż się doczekali? Skandalu, plotek!“ Jakich? — zapyta znowu zdziwiony czytelnik, gdyż prokurator Diła i tym razem nie podaje faktu. A fakt był taki: Tow. imienia Szewczenki mianowało p. Franko członkiem komitetu dla dokonania kompletnego wydania utworów Szewczenki. Chociaż zdziwiony nieco tym zaszczytem, który spadł na niego niespodzianie, bez żadnego uprzedniego porozumienia się, p. Franko przyjął na siebie ten obowiązek, połączony z niemałą pracą, zasiadał w komitecie, na czas przedłóżył wyznaczoną mu pracę, czego inni członkowie, z wyjątkiem dra Ogonowskiego, nie uczynili, zabrał się do drugiej wyznaczonej mu pracy, lecz dowiedziawszy się prywatnie, że z po za komitetu, z łona towarzystw dających nakład na nowe wydanie Szewczenki czynią się zabiegi, by tekst utworów wielkiego poety poobcinać odpowiednio do partyjnych poglądów narodowców w „nowej erze“, zaprotestował przeciw temu w Narodzie. To był cały skandal. Po tym „skandalu“ komitet zebrał się jeszcze dwa razy, rozłożył dalszą pracę i nagle dowiedział się, że został rozwiązany. To był rzeczywiście skandal, ale nie ze strony p. Franko.
4) P. Franko uderzył w Kurjerze na „Narodną Torhowlę“, która nie ma nic wspólnego z polityką. Ale też nie ma nic wspólnego z Towarzystwem im. Szewczenki — dodamy. Zresztą jakże uderzył? Na podstawie cyfer, znalezionych w Diłe i Czerwonej Rusi krytykował bilans towarzystwa. Czy to taka zbrodnia? Zarząd „Narodnej Torhowli“ zbijał później te cyfry na podstawie swego sprawozdania, nie doręczonego członkom w czasie należytym. Ha, jeżeli cyfry, jakie p. Franko znalazł w pismach, były mylne, to nie jego wina. On ich z palca nie wyssał.
Jako główny argument przytacza Diło i to, że p. Franko należy do partji radykalnej, a członkowie tej partji w „Akademicznem Bractwie“ nie przyjęli akademików narodowców i zmusili ich utworzyć nowe towarzystwo „Watra“. Co odpowiadać na taką mądrość? Czy p. Franko ma odpowiadać za wszystko, co czynią ludzie należący do tego samego co i on stronnictwa? W Narodzie postępek ten młodych akademików radykałów potępiony był dość surowo. Zresztą o założeniu „Watry“ i o wyrzuceniu narodowców z „Akad. Bractwa“ dałoby się dużo powiedzieć, co na razie zamilczeć wolimy.
Rzecz zajmująca, że Diło, które w owym czasie z ogromnem oburzeniem potępiało ów postępek młodzieży, dziś z takim zapałem broni analogicznego postępku starych, którzy poszli do młodych na naukę.
Jeszcze jeden szczegół. Diło pisze: “p. Franko, zgłaszając się na członka do tow. im. Szewczenki, mógł naprzód wiedzieć, że nie będzie przyjęty“. Otóż oświadczam, że w tym względzie porozumiewałem się z jednym członkiem towarzystwa, który mię najsolenniej upewnił, że będę przyjętym. Tyle do faktycznego wyjaśnienia tej sprawy.
Iw. Franko.
[Kurjer Lwowski, 24.03.1892, № 84, s. 2–3]
24.03.1892