Kwestya ukraińska w Caracie… Ilekroć kwestyę tę kto poruszy, nacyonaliści rosyjscy, że już nie wspomniamy o rządzie, zupełnie ję niegują. “Niema takiej kwestyi!”... W Rosyi istnieją Rosyanie, Wielko-Rosyanie, Mało-Rosyanie, ale Ukraińcow niema… Cała kwestya ukraińska – jest “intrygą polską” i gnieździ się w Galicyi…
Obecnie znowu w Dumie, gdy poseł z Kijowa, prof[esor] Iwanow poruszył sprawę ucisku Ukraińcow, inny poseł, przeforsowany onego czasu na posła przez władzę, osławiony Sawienko, uroczyście oświadczył: “Ruch Ukraiński istnieje – to prawda, ale jest tak znikomo mały, że w Dumie nie ukazał się choć by jeden przedstawiciel tego ruchu. Mało-Rosya dała przez to należytą ocenę tego ruchu.
Podstawy ideowe Ukraińców są kłamstwem i falsyfikacją. Ludność Mało-Rosyi absolutnie nie rozumie tego żargonu (“tarabarszczyny”), którą skomponowałl prof. Gruszewski pod nazwą języka ukraińskiego. Sam termin “Ukraina” jest sztuczny – oznacza on ukrainę: kres, kraniec czegoś całego. Mało-Rosyanie są potomkami twórców i założycieli państwa rosyjskiego i stanowią jedną niepodzielną całość z narodem rosyjskim. Są Rosyanami i nigdy nie zgodzą się na rolę innoplemieńców.
Występując w obronie swych interesów rosyjskich, Mało-Rosyanie nigdy nie pójdą za współczesnymi Mazepińcami, jak ich przodkowie kozacy małorosyjscy przed 200 laty w krytycznej dla Rosyi chwili, pod Połtawą, nie poszli za Mazepą, lecz pozostali wiernymi jedynej Rosyi!”
Temu uroczystemu oświadczeniu Sawienki zadał kłam przedstawiciel grupy pracy – Dziubińskij:
– Język ukraiński – zarzucił ten poseł rządowi – język ukraińskiego ludu pracujacego, nawet w zasadzie nie jest dopuszczalny w szkołach. Ale kiedy trzeba podać do wiadomości mas jakieś komunikaty rządu, wówczas uznaje się istnienie tego języka. Tak naprzykład potomek kozaków zaporoskich, a obecnie prezes Dumy, Rodzianko, gdy był prezesem ekaterinosławskiego zarządu gubernialnego, kazał manifest 17 (30) października przetłumaczyć na język ukraiński”.
To oświadczenie posła Dziubińskiego trafiło nie w brew, lecz w oko obecnego filara ukrainożerstwa. Nie mogąc zaprzeczyć, Rodzianko oświadczył, że tak było w rzeczewistości, ale chłopi nie zrozumieli, co było napisane i sami zwracali się do zarządu gubernialnego z prośbą, by na przyszłość wszelkie komunikaty przysyłano w języku dla nich zrozumiałym: rosyjskim, nie zaś ukraińskim.
Dobry prezes Zarządu gubernialnego, nie wiedzący jakim językiem posługuje się ludność gubernii! Ale Rodzianko nie byłby październikowcem, gdyby w takim wypadku nie zełgał!
A że zełgał, świadczy o tem korespondencya z Kijowa w jednym z ostatnich numerów “Now[ego] Wrem[eni]", korespondencya nadzwyczaj charakterystyczna pod względem tonu i treści, nosząca tytuł: “Przyjazń polsko-ukraińska”. Autora korespondencyi ta przyjazń nabawia trwogi.
“Wojowniczy Polacy – pisze – i “Ukraińcy” (cudzesłów – naturalnie – autora korespondencyi) mają wspólny cel – walkę z nienawidzonymi “moskalami”, a gdy stosunki polityczne w Europie się zaostrzają i wojna Austryi (w której pokładają wszystkie swe nadzieje) z Rosyą wydaje się bliska, wówczas nienawiść do Rosyi ich zbliża pomiędzy sobą…
Autor w dalszym ciągu dla użytku swoich czytelników oskarza Ukraińców, że znajdują się pod wpływem kultury polskiej… “Natomiast ten język, który został ukuty przez Gruszewskiego, jest w dwóch trzecich częściach zepsutym językiem polskim”.
“Z drugiej strony Ukraińcy zdają sobie dokładnie sprawę z tego, że bez poparcja i opieki austryaków i Polaków nie mogą istnieć. I w miarę tego, jak wzrastała idea austro-sławizmu, idea utworzenia pod egidą Habsburgów wielkiego federacyjnego państwa słowiańskiego, stosunki pomiędzy Polakami i Ukraińcami stawały się coraz lepsze.
“Wszystkie fazy stosunków polsko-ukraińskich w Galicyi natychmiast przenoszą się i do nas, na brzegi Dniepru, ponieważ “ukraiństwo” i ruch “wszechpolski” (!!) żyją jednem życiem z obydwóch stron kordonu. Tu w granicach rosyjskiej części Małej Rosyi przyjazń Polaków i “Ukraińców” odznacza się wiekszą stałością, niż w Galicyi, gdyż nienawiści do wielkiej Rosyi i tu, i tam są jednakowe, a tu tymczasem skóry niezabitego niedźwiedzia rosyjskiego nie trzeba jeszcze dzielić, tam zaś trzeba się przekonać o wplywie w kraju. W ostatnich czasach stosunki polsko-ukraińskie w kraju południowo-zachodnim stały się bardziej przyjaznymi. Zawarto przymierze, odbywa się bratanie “Ukraińców” z Polakami. Obydwie strony utrzymują, że jedynie wspólnemi siłami można się wyzwolić z “moskiewskiej turmy”. W miejscowym klubie ukraińskim, gdzie dotąd panowała wyłącznie “mowa ukraińska”, obecnie dopuszczono i język polski, a przed kilkoma dniami pewien Polak wygłosił tam referat w języku polskim” itd. itd.
Tym razem “Now[oje] Wrem[ia]” wyświadczyło niedźwiedzią przysługę nacyonalistom. W tym samym czasie, gdy w pałacie Taurydzkim rozlegają się głosy uwielbienia dla Mało-Rosyan mrzących o zlaniu się z jedynym i niepodzielnym narodem rosyjskim, gdy się nieguje istnienie odrębnej mowy, zwyczajów itd., “Nowoje Wremia” stwierdza, ze istnieje powazny ruch w kierunku wyzwolenia się z “turmy moskiewskiej”, istnieje ludność, marząca o podziale skóry niedźwiedzia rosyjskiego.
Szydło w najwłaściwszym czasie wylazło z worka. Możeby ci, co z tej strony kordonu tego zrozumieć dotąd nie mogli, na tą korespondencyę zwrócili uwagę i… przejrzeli wreśzcie.
23.06.1913