W paltach, z podniesionymi do góry kołnierzami, siedliśmy przy pięknie urządzonym kaloryferze.
— Spójrz, pan, spójrz — mówił z płaczliwym uśmiechem mój przyjaciel, stukając palcem w jedną z rur kaloryferowych, która odpowiadała mu metalicznym oddźwiękiem. To jest komfort współczesny! O tysiąc rubli drożej musiałem płacić za komorne, bo mam elektryczność i ogrzewanie centralne... W zaprzeszłą niedziele, jak elektryczność zgasła, w całym domu nie było ani kawałka świecy... Musiałem siedzieć po ciemku. Panie, z jaką ja zazdrością patrzyłem przez okno jak naprzeciwko ktoś sobie zapalał naftową, kuchenną lampkę. A teraz marznę, bo gospodarz mówi, że w grudniu prawdopodobnie będzie jeszcze zimniej i trzeba oszczędzać na opale. Ładny komfort! A niech diabli porwą te wszystkie wynalazki. Pan ma piec?
— Piec — mruknąłem niewyraźnie, obawiając się. że to wyznanie sprawi mojemu przyjacielowi przykrość.
— Szczęśliwy z pana człowiek.
— Piec jest dopiero połowa szczęścia — odparłem. Zimny piec posiada może tylko estetyczną wyższość nad zimnym kaloryferem. No, a o estetykę w danym razie nie chodzi.
— Bądź co bądź, nie jest pan od nikogo zależny. Ja choćbym tu teraz sprowadził całą kupę węgli i stos drzewa, co z tem zrobię? Przecież pośrodku salonu ogniska nie rozniecę — wybuchnął mój przyjaciel.
— To prawda.
— W piecu można byle czem napalić.
— Dziś zrana znowu zastanawialiśmy się nad kwestią opału. Na kredensie można przez dwa tygodnie obiad gotować.
— Na koksie chciał pan powiedzieć...
— Nie, nie... na kredensie... Mamy duży, ładny kredens, przy oszczędnem używaniu na dwa tygodnie napewno wystarczy. Następnie mamy krzesełka. Postanowiliśmy dla siebie dwa tylko zostawić... Teraz gości się nie przyjmuje, a zresztą jak kto przyjdzie można się zmieniać... Ja postoję, gość posiedzi, potem znów żona pochodzi... jakoś sie to zrobi... Na pierwsze śniadania krzesełka na długo powinny wystarczyć. Nie wiem, czy mają tyle kalorji, co kredens, no ale zawsze... Pozatem między stołowym a sypialnym, stołowym i kuchnią są drzwi... Niepotrzebne, tajemnic w domu miedzy sobą nie mamy... Drzwi to już jest pozycja poważna. Tak, że pomimo wszystko, tak bardzo ponuro na przyszłość się znów nie zapatruję.
— Bo pan masz piec! — jęknął mój przyjaciel.
I nagle z jakimś dziwnym wyrazem oczu rzucił się na kaloryfer i począł gryźć zimne przęsła.
Zdaje mi się, że oszalał...
Wobec tego wyszedłem bez pożegnania.
[Kurjer Lwowski]
30.10.1914