"Die Ukraine"

"Dziennik Berliński" z 15. bm. donosi, co następuje:
"Pod powyższą narwą istnieje i działa w Berlinie specjalna organizacja polityczna, mająca na celu zaznajamianie i zaprzyjaźnianie opinji publicznej w Niemczech z aspiracjami Rusinów, wczoraj zaś odbyło się w sali posiedzeń sejmu pruskieso pierwsze publiczne zebranie. W Komitecie Towarzystwa zasiadają oprócz dawniejszych ministrów i generałów i pierwszorzędni przedstawiciele wielkiego przemysłu i prasy (notabene katolickiej), wczoraj zaś wielka sala sejmowa wypełniła się po brzegi nader wykwintną publicznością. Wszystko to stanowj jeden dowód więcej, że Rusini umieją chodzić za swymi interesami.
Wielka mapa Ukrainy rozwieszona na ścianie pouczała obecnych o tem, jakie obszary Rusini reklamują dla siebie; aspiracje to dalibóg nie bagatelne. Ukrainą ma być i nazywać się wszystko to, co się mieści na wewnątrz linji nakreślonej od Lublina przez Lwów, Kiszyniew, Odessę, Chersoń, Taganrog aż het po Charków i Czernichów; jednem slowem olbrzymi szmat ziemi półtora razy większy od Rzeszy niemieckiej i liczący 38 milionów ludzi. Z obrazów zaś świetlnych ukazujących się jednocześnie na ekranie można się było zarazem dowiedzieć, z jakich żywiołów ta cyfra ma się składać. Czego tam nie było! I poczciwy kmiotek polski z lubelskiego i hucuł podkarpacki  i kozak ukraińsko-kubański — wszystko to ma stanowić ową rdzenną i jednolitą Ukrainę. Publiczność wszystkie te wywody przyjmowała bezkrytycznie, tylko szmer pewien przeleciał po sali, gdy na ekranie ukazała się typowa postać kozaka rosyjskiego, tak, że aż sam referent — nie bez pewnej wstydliwości — dodał, iż taki kozak ukraiński to "co innego" aniżeli owi kozacy, których poznały Prusy Wschodnie.
Na takim to poziomie naukowej nieścisłości, dogadzającym może agitatorom rusińskim, ale nie licującym z tradycyjną gruntownością i ścisłością wiedzy niemieckiej trzymało się i utrzymało się do końca wczorajsze zebranie. Stanowczo Rusini mają szczęście w polityce i znają się na tem rzemiośle.
Rzeczowe wywody mówców były natomiast dokładne. Owe południowo-rosyjskie prowincje są istotnie krajem płynącym mlekiem i miodem: ziemia to wyjątkowo żyzna i bogata, produkującą najlepsze w świecie zboże, zwłaszcza pszenicę w bajecznych plonach, obfitującą w minerały wszelkiego rodzaju i stanowiąca dla Rosił prawdziwy spichlerz i centrum jej produkcji rolniczo-przemyslowej. W tych warunkach oczywiście oderwanie lub oderwanie się tego całego kraju od Rosji byłoby dla caratu straszną klęską i mówcy starali się wpoić słuchaczom przekonanie, że Rusini stali by się wtedy, a nawet już obecnie są dla Niemiec nader skutecznym taranem przeciwko Rósji. Myśl ta, rzecz prosta, została tylko pobieżnie naszkicowaną, a tem mniej nie było na ten temat dyskusji, nietylko dla tego, że co najwyżej dopiero ćwierć owego obszaru została oswobodzoną od Rosji, lecz głównie dla tego, że mówcy nie chcieli poruszać tego tematu jako wchodzącego w dziedzinę t. zw. celów wojennych, a zatem jeszcze zabronionego.
W każdym razie fakt, że w stolicy Niemiec wobec wyborowej publiczności wybitni dzialacze niemieccy mogli głosić tak bezkrytyczne poglądy, jest doprawdy zdumiewającem i świadczy tylko, jak zręcznie Rusini umieli zahypnotyzować społeczeństwo niemieckie. W rzeczywistości waleczność Rusinów, jak dotąd, tem się głównie zaznaczyła, że na bruku wiedeńskim kilkanastu ich działaczy, pewnych poparcia stronnictw niemieckich i rządu, zawsze mniej lub więcej centralistycznego, z ogromnym impetem rzucało się na autonomię galicyjską, w ten sposób zdobywając sobie ostrogi rycerskie. — Ze na uniwersytecie kijowskim lub charkowskim niejeden młodzieniec marzy o państwie ukraińskiem i pala nienawiścią do caratu, rzecz to możliwa, nawet prawdopodobna. Ale w setkach wypadków okazało się jednak, iż na te rozpalone ukraińskie głowy atmosfera biurokracji rosyjskiej zwłaszcza ministerjów piotrogrodskich, działa jakoś dziwnie studząco i że niejeden taki młodzieńczy wielbiciel Szewczenki, awansując w hierarchii urzędowej stawał się bardzo przeciętnym czynownikiem rosyjskim, a często gęsto wprost narzędziem brutalnej rusyfikacji, zwłaszcza w Królestwie.
Wogóle dusza rusińska jest tak złożona i tak trudna do poznania, że opieranie jakichkolwiek kalkulacji na zachowaniu się Rusinów w przyszłości zawsze graniczy z naiwnością; pewnem jest to tylko, że nie pójdą nigdy ze stroną słabszą lub zwyciężoną... Ruch rusiński wzmagał się przed wojną w Galicji niewątpliwie, zaczynał już nawet sprawiać wrażenie prawdziwego i świadomego patriotyzmu i dlatego też żywioł polski, chcąc dać dowód dobrej woli, jak wiadomo, przyznał Rusinom na rok przed wybuchem wojny wielkie ustępstwa co do szkolnictwa i administracji kraiu.
Okazało się i tu atoli, że Rusini idą zawsze w kierunku najmniejszego oporu. Na terenie rosyjskim bowiem — o ile idzie o mężczyzn dojrzałych, a niekoniecznie, o młodych akademików skłonnych na całym świecie do demonstrowania przeciwko władzy, ruch ukraiński nie ma żadnej wyraźnej fizjognomji i nie zaznaczył się specjalnie nawet w latach rewolucyjnych lub podczas walk w dumie o gub. chełmską. Niechęć do systemu rosyjskiego nie jest zresztą monopolem Ukrainy, lecz daje się w równym stopnu wyczuć na wszystkich obszarach kresowych państwa rosyjskiego, jak np. na Kaukazie, na Syberji lub w prowincjach bałtyckich; gdyby rząd rosyjski nie prześladował od stu lat języka ukraińskiego z ową niedorzeczną a cechującą go zawsze w stosunku do podbitych szczepów, czyli t. zw. "inorodców" brutalnością, — kto wie, czy nie posiadałby właśnie na Ukrainie gorliwych popleczników. Nie należy o tem zapominać, że wszak Rusini w Rosji są prawie wszyscy prawosławni; nie dzieli ich zatem ta przepaść, która dzieli od wieków katolicką Polskę od prawosławnej Rosji. Potomkom i wielbicielom Chmielnickiego kultura łacińska i zachodnio europejska ideologia, muszą z natury rzeczy być jeszcze obce: być może, że za sto lat przy i dalej sprzyjających im warunkach Rusini staną się narodem w najwyższem tego słowo znaczeniu, to znaczy z własną kulturą. Tymczasem ich dorobek cywilizacyjny datujący się wogóle tylko od jednego pokolenia jest prawie żaden i nie w proporcji do ich — apetytu. O tem wszystkiem nie pamiętało jakoś wczorajsze zebranie, zwłaszcza główny mówca, który określił Rusinów jako: "das Kulturvolk des Ostens".

19.04.1916

До теми