Od pewnego czasu błąka się po pismach wiadomość, że obecny namiestnik Galicji zamierza wydawać urzędowe pismo ruskie obok Gazety lwowskiej, chcąc w ten sposób niejako złożyć dowód swojej bezstronności, jakoteż celem zwalczania pism moskalofilskich. Pierwszą wiadomość o tem przyniosło pismo rosyjskie Nowoje Wremia, a lwowski korespondent Wien. Allg. Ztg., twierdził już na pewno, że tak się ma rzecz istotnie. Z góry można było przewidzieć, że to jest "kaczka dziennikarska", namiestnik bowiem ma podobno tyle świadomości, że Gazetą urzędową nie zjednywa się nigdy żadnej narodowości. W sprawie tej pisze Dilo: "Pomimo zapewnienia wiedeńskiego korespondenta, doniesieniu temu nie wierzymy. Już same koszta musiałyby odstraszyć od podobnego wydawnictwa. Przed kilku laty można było mniejszym kosztem wydawać podobne pismo, gdyż nie było jeszcze dzienników ruskich codziennych, wystarczyłoby więc było pismo urzędowe co trzy dni wychodzące. Obecnie trzebaby łożyć na codzienną gazetę urzędową ruską najmniej 25.000 zł. rocznie, a na taki wydatek nie zgodzi się z pewnością minister skarbu, a namiestnik z pewnością nie chciałby coś podobnego proponować.
"Druga trudność podobnego wydawnictwa leżałaby w wyszukaniu odpowiednich redaktorów ruskich. Pokazało się to wówczas, gdy przed kilku latami wydawano pólurzędowy Mir. Wówczas mniejsza była potrzeba ruskich dziennikarzy, mimo to trudno ich było znaleźć. Mianowicie trudno było ich znaleźć między narodowcami, musiano więc szukać aż między "twardymi". Ostatecznie moźnaby między tymi ostatnimi znaleźć ich, ale jakże w takim razie da się osiągnąć cel "zwalczania pism russofilskich?"
"Dlatego też nie wierzymy, pisze Dilo w zamiar rządu wydawania urzędowej gazety, i mybyśmy nie zajmowali się tą sprawą, gdyby nie motywa, jakie korespondent W. Allg. Ztg. przypisuje hr. Badeniemu. Wydawnictwo to miałoby być koncesją dla Rusinów, ależ koncesja ma wówczas tylko znaczenie, jeżeli poszkodowanemu daje się to, czego on żąda. Rusini nie tęsknią i nigdy nie tęsknili za urzędową gazetą. Raz tylko, przed dziewięciu latami, wymknęły się p. Kowalskiemu w Radzie państwa słowa, że zdałaby się ruska gazeta urzędowa, ale nikt z Rusinów, ani wówczas, ani potem nie poparł p. Kowalskiego, — a w kraju odezwały się nawet glosy przeciw temu. Nawet p. Kowalski widocznie odstąpił od tej myśli, gdyż nigdy już więcej o tem nie wspominał".
"Drugim motywem do wydawania ruskiej urzędowej gazety miałoby być skuteczne występywanie przeciw niektórym pismom russofilskim. My nie możemy odmawiać prawa rządowi występywania przeciw takim tendencjom, które mu się wydają jako niezgodne z interesami państwa. Ale to musimy zaznaczyć, że za takie tendencje przedstawiają często zapatrywania czysto ruskie, a russofilami ogłaszają takich ludzi, nawet w urzędowych sprawozdaniach, którzy nietylko że niemi nie są, ale nawet wszelkiemi silami zwalczają russofilskie tendencje."
Przytoczyliśmy powyższe słowa organu narodowców, ażeby czytelnicy nasi znali zapatrywania Rusinów na tę sprawę, która może ich obchodzić — przytoczyliśmy je bez komentarza, gdyż argumentacja ta jest spokojna i logiczna. Ale mądrzy politycy Dila, którzy już tyle razy zaszkodzili sprawie ruskiej w kraju, tylekrotnie osłabiali i wprost uniemożliwiali działanie tych Polaków, którzy pragną rozwoju narodu ruskiego, — swojemi niedorzecznemi napadami na ogół polski, — że i przy tej sposobności nie zaniedbali rzucić znowu nędzną potwarz na ten ogół, artykuł bowiem wspomniany kończy się następującą uwagą, który "ani przypiąć ani przyłatać" do założenia jego:
"Polacy potrzebują jakiegoś pozoru dla swego postępywania w obec Rusinów, a takim pozorem, bardzo wygodnym, którym zasłaniają się; jest istnienie pewnego niby rusofilizmu między Rusinami. Otóż tym Polakom, którzy jeszcze dzisiaj pragną "zniszczenia Rusi", tendencje rusofilskie między Rusinami są bardzo wygodnemi, a nawet koniecznie potrzebnemi, i oni, gdyby nie było rusofilów, musieliby ich sami wywoływać i tworzyć dla swoich interesów. Ale interes Polaków nie powinien i nie może być interesem państwa ani rządu, a zresztą z ogniem nie można igrać..."
Na to zapatrywanie Dila odpowiadamy, że niesłusznie pomawia ogół Polaków o wyszukiwanie pozorów wspomnianych. Zarzut taki niechaj adresuje właściwiej, a nie jątrzy naszych stosunków, generalizując insynuacje, stąd i z owąd ciskane.