Namnożyło się obecnie "procesów półitycznych" — jednem z słownych źródeł ich są sprawki p. Stapińskiego, który usiłując przed ludem zakryć wstyd swoich czynów — tak jak przedtem "bral na prawo i lewo" (ipsissima verba) tak teraz oskarża na prawo i lewo wszystko i wszystkich. Czyni to sam lub przez swych płatnych agitatorów. Jeden z nich, niejaki Sanojca Józef, na wiecu w myśleniekiem jeszcze w grudniu zeszłego roku usprawiedliwiał handlującego "skórą chłopską" prezesa tem, że nietylko on "bral" na wybory (powinienby powiedzieć za wybory), ale także szanowany powszechnie, czcigodny poseł Średniawski, sędziwy pionier ruchu ludowego u nas.
Sanojcia przypuszczał, że pójdzie mu to nędzne oszczerstwo bezkarnie — jednakże stało sie inaczej — wieść o "wywodach mówcy" doszła do posła Średniawskiego i ten pociągnął Sanojcę do odpowiedzialności sądowej. Sanojca widząc taki obrót sprawy począł przez znajomych, a wreszcie i sam listownie prosić posła Sredniawskiego o odstąpienie od skargi. Nie pomogło to jednak. Nie pomogły też Sanojcy ucieczki przed listonoszem, mającym mu doręczyć wezwanie sadowe — gdyż sąd zniecierpliwiony temi ustawicznemi ucieczkami ogłosił na tablicy urzędowej w magistracie krakowskim, że ponieważ Sanojca unika doręczenia, przeto rozprawa karna odbędzie się bez względu na to, czy oskarżony zjawi się w sądzie, czy nie. Widząc daremność swych wybiegów — jawił się Sanójca na rozprawie — ale tu zaprzeczył przedewszystkiem jakoby wogóle jakikolwiek zarzut o korupcję skierował pod adresem posła Sredniawskiego, ponieważ nic o tem nie wie i nie wiedział. Gdy jednak świadkowie pod przysięga zeznali, że Sanojca taki zarzut stawiał, oskarżony z kolei oświadczył, że gotów jest przeprowadzić dowód prawdy na swoje zarzuty. Ponieważ zaś powołał się na świadków niewezwanych do rozprawy, przeto musiano proces odroczyć.
Z okazji tej sprawy — niewątpliwie dla Sanojcy prędzej czy później przegranej — nasuwają się mimowolnie komentarze równie przykre jak i humorystyczne. Widzi się przedewszystkiem jaką igraszkę z czci i dobrego imienia ludzi zasłużonych robie sobie może lada płatny agitator i awanturnik wiecowy i jeszcze przed sądem wydrwiwać się z tego. I widzi się rzecz jeszcze dziwniejszą, że sąd pozwala prowadzić dowód prawdy na to — czemu jak najbardziej stanowczo zaprzeczył sam oskarżony na początku swych zeznań. Przypomina to wesołą anegdotkę o tej przekupce, która przez swą komilitonkę zaskarżona o zwrot nowego garnka przez nią pożyczonego, broniła się następująco: Po pierwsze, wcale nie pożyczałam od niej garnka, po drugie garnek pożyczony od niej nie był nowy, ale juź drutowany, a po trzecie pożyczony garnek już dawno oddalam.
Istotnie logika wywodów Sanojcy nie wiele różni się od wywodów owej przekupki, a sąd mimo ta zaprząta się jeszcze traktowaniem serjo kłamliwego oszczercy.