Patentowana fabryka historji.

(Teatr polski we Lwowie od r. 1881 do r. 1890 napisał Stanisław Pepłowski. Lwów 1891., nakładem autora).
(Dok.) Na st. 10 swej książki rzuca się p. St. Pepłowski na Miłaszcwskiego za wpuszczenie na scenę lwowską trupy gimnastyków i tancerzy "The J. I. Phoites".
Na str. 53 czyni zarzut taki sam śp. Janowi Dobrzańskiemu, że pozwolił na scenie skarbkowskiej popisywać się towarzystwu gimnastycznemu "The Mefistos".
Barącz zgrzeszył w oczach p. Peplowskiego zezwoleniem na nadpowietrzne produkcje w teatrze panny Grigolatis — lecz o Liliputach, sprowadzonych przez obecne przedsiębiorstwo do gmachu skarbkowskiego i o zorganizowaniu idjotycznem baleta, niema w książce ani słowa. Dowód to bezstronności autora.
Na str. 82 nazywa utwór Wildenbrucha pt. "Aktorowie dworu" dramatem szpitalnym. Szkoda, że p. Stanisław Pepłowski nie przeczytał recenzji Pawła Lindaua o tej sztuce, zamieśzczonej w berlińskim Borsen-Courier, byłby przynajmniej mial pojęcie, czem jest ten dramat i jakie posiada zalety, a wtenczas nie byłby się ośmieszył napisaniem takiej niedorzeczności.
Przedstawienie sprawy strejku aktorskiego, zaszłego w pierwszym zaraz miesiącu po objęciu dyrekcji przez obecne przedsiębiorstwo, wyszło w ksążce p. St. Pepłowskiego w tukiem świetle, że chcąc poddać krytyce to, co popisał szanowny autor, trudnoby nam było utrzymać się w należytym tonie, dla tego raczej przemilczamy o wstrętnem i oszczerczem rzucaniu się p. St Pepłowskiego na artystów, broniących się przed wymierzonym na nich wyzyskiem i przystępujemy do zakończenia naszego sprawozdania, zbył może długiego w stosunku do wartości rzeczy, którą podjęliśmy rozebrać.
Sądu o całości nie wydajemy, lecz zostawiamy to samemu autorowi, cytując jego własne słowa wypowiedziane przy ocenie pewnej pracy, napisanej przez kogoś trzeciego, sumiennej a posiadającej nierównie wyższą wartość i mniej pretensjonalnie napisanej.
W nr. 253 z r. 1886 pisze p. St. Pepłowski w Dzienniku Polskim co następuje:
"Z dziejów teatru lwowskiego" (1830 — 1840) napisał St. Blotnicki, Lwów, 13 stronnic. "...Klejonkę p. Blotnickiego stanowią same odpisy aktów wydziału stanowego, z których nie można sobie wyrobic pojęcia o stanie sceny lwowskiej w przeciągu owych 10 lat, a tytuł broszury jest śmieszny i pretensjonalny. Na taką robotę szkoda czasu i atlasu".
Ponieważ książka p. St. Pepłowskiego nie jest niczem więcej, tylko właśnie klejonką tych samych żródeł czerpaną, a do tego napisaną z pewna z góry wytkniętą tendencją apologji obecnych przedsiębiorców... cóż o niei powiedzieć? własne słowa p. Stanisława Pepłowskiego "szkoda czasu i atłasu".
Może p. St. Pepłowskiemu robić reklamę uslużny kolega odcinka Dziennika Polskiego, wolno przygarniętemu do redakcji tegoż pisma Stachowi Pancernemu wypisywać dla "Dziejów sceny lwowskiej" p. St. Pepłowskiego pinegieryki po Kurjerach Polskich w Krakowie, ale bezstronny śmiertelnik przeciętny, który otwartemi oczyma śledził przejścia teatru lwowskiego w ostatniem dziesięcioleciu, musi sobie powiedzieć, że książka p. Stanisława Pepłowskiego wzbogaciła naszą literaturę o płód poroniony, mijający się na każdym kroku z prawdą.
Na uspokojonie Dziennika Polskiego, który solidaryzując się z p. St. Pepłowskim, w własnym już imieniu kruszy kopię za swym wspólpracownikiem i powołując się na Józefa Koeniga, powagą tego wytrawnego znawcy teatru chce oslonić niefortunnego autora "Historji(?) teatru lwowskiego", nadmieniamy: że Józef Koenig wcale niewzględnie obszedl się w warszawskiem Słówie z I. tomem książki p. St. Pepłowskiego. Nazwał on ją robotą kronikarską o żadnej wartości literackiej i historycznej, która nikomu żadnej nie może przynieść korzyści i dostarczywszy tylko pewnej części materjałów do historji, czeka na rękę więcej wprawną, żeby mogła stać się tem, czem ją p. Stanislaw Pepłowski dziś już chce widzieć.
W.

17.11.1891

До теми