Głos nauczycielki wiejskiej.

Pośród wspaniałych gmachów stolicy błądzimy z rozpaczą w duszy, nękani widmem zimna i głodu. My, ptaki swobodne szerokich pól — z gniazd nas wypłoszył armat huk i straszne łuny poźogi wojennej. I oto w lęku śmiertelnym i trwodze, pod gradem świszczących kul, gnani instynktem samoobrony, śpieszyliśmy ku miastu.
Przyjęły naś zimne mury opuszczonych mieszkań, gdzie żyjemy z dziećmi naszemi w chłodzie i łzach, licząc smutne godziny naszego istnienia. I znikąd nadzicji i otuchy, znikąd ratunku! My, ptaki swobodne szerokich pól, czciciele złotego słońca, krzewiciele oświaty wśród maluczkich w myśl idei miłości bliźniego, my nie żądaliśmy nigdy gościny od miasta, które dla nas, nędznych i małych mogło być tylko niedościgłą gwiazdą natchnienia. I nie prosiliśmy nigdy o chleba kawałek, bo z tego, co dał nam Bóg, mogliśmy udzielić chętnie żebrakowi, stojącemu u wrót naszych chat.
Lecz oto nadszedł czas — z gniazd naszych spokojnych, wypłoszył nas armat huk, a lęk, śmiertelny lęk o życie dzieci naszych gnał nas ku murom miasta.
Lecz jakże bezlitośnym jest los, jak okrutnym prawo wojny! Wśród zimna i głodu marnieją z dnia na dzień dzieci nasze...
Wprawdzie ludzie dobrej woli, w imię braterstwa, ofiarowali nam to, na co ich stać, to jest bezpłatne obiady, lecz czyż jednorazowy skromny posiłek może być wystarczającym dla utrzymania organizmów? A skąd wziąć na więcej, skoro kasy nasze, od dwóch miesięcy niezasilane, dawno już świecą pustkami. Skąd wziąć na opał, prawie niemożliwy do zdobycia, skąd wziąć na ciepłe ubranie?
Dawano nam wprawdzie rady, abyśmy do siedzib naszych wracali, lecz nikt nie zapytał, czy mamy o czem wracać i do czego. Szkoły nasze zrujnowane, krzyczą rozpaczą powybijanych okien i wywalonych drzwi, sprzęty nam zrabowano, dokoła wesołych niegdyś domów jedno wielkie pole śmierci. O czem więc wracać, do czego i po co? Po śmierć? Przyjdzie ona sama do nas, ta cicha, słodka Pani i położy kojące dłonie na znękane czoła. Jeszcze tydzień, jeszcze dwa, a nim wzejdzie lepszy dzień, padniemy z zimna i głodu — my ptaki swobodne szerokich pól, czciciele złotego słońca, wyznawcy idei miłości i zgody — niewinne ofiary wojny — skazane na zagładę...        
Jadwiga G.

08.11.1914

До теми