Teatrowi lwowskiemu

poświęcił p. Kazimierz Skrzyński, członek redakcji Gazety Lwowskiej, w niedzielnym Czasie fejleton, z którego wyjmujemy następujące ustępy:
"Kiedy przed laty kilkudziesięciu hr. Skarbek, tworząc wielką drohowyzką fundację, połączył z nią teatr, miał on w pierwszym rzędzie na myśli podniesienie i rozwój sceny polskiej we Lwowie; w tym celu stworzył dla sztuki dramatycznej ognisko, budując obecny gmach teatralny, a wszyscy, którzy znali hr. Skarbka, zeznają, że w zamiarach fundatora dobro i rozkwit teatru narodowego znajdowały się na pierwszym planie jego intencji, dlatego kurator fundacji, dbając więcej i lepiej o losy sceny, działałby niezawodnie w myśl wspaniałomysłnego mecenasa sztuki.
Teatr, wzniesiony przez hr. Skarbka, odpowiadał ówczesnym wymaganiom i potrzebom publiczności, dziś jednak stał się anachronizmem. Ktoś posiedział, że woli salę teatru krakowskiego od lwonskiego, bo, jak się dowcipnie wyraził, woli przeciez niniejszą ilość metrów nieczystości, niż większą, a do tego brud teatru lwowskiego nie ma sobie równego. Przed kilkoma tygodniami odbyła się rewizja gmachu, dokonana przez komisję, złożoną z przedstawicieli rządu, Wydziału krajowego i Rady miejskiej; komisja, z marszałkiem kiajowym na czele, odbyła dokładną wędrówkę po wszystkich zakątkach teatru, podczas której powonienie tych panów nieraz wystawionem było na ciężkie próby; odkryło przy tej sposobności szczregóły, dające ładne wyobrażenie o administracji i o stanie gmachu: i tak stosy śmiecia, złożonego od niepamiętnych czasów na podwórzu, pewne miejsca sekretne w strasznym stanie; rury, przeznaczane do ogrzewania, przepełnione nieczystościami; drzwi nie zamykające się, wskutek czego ciągle przeciągi; tumany kurzu na siedzeniach, obdrapane i zlatujące obicia itd.; można mieć zatem dokładne wyobrażenie, czem jest teatr lwowski pod wzglądem hygjeny, estetyki i wygody — prawdziwy to raj dla mikrobów i ich rodzin.
Nie pamiętam świetnych czasów teatru lwowskiego, znam je tylko z opowiadań i tradycji, ale uczęszczając pilnie od lat kilku do teatru, mógłem zauważyć, że obecnie jest on mniej dobrym, niż dawniej; w kilku latach stracił najlepsze prawie siły. Pani Aszpergerowa prawem wieku i zasługi usunęła się ze sceny, ale inni młodsi poszli gdzieindziej. Ubyli państwo Żelazowscy, ubyli Lubicz i Ruszkowski, ubył Frenkel, sięgający z powodzeniem po zaszczytny spadek po Żółkowskim; ubyli Wojdałowicz i Fiszer, ubyła wreszcie panna Pysznikówna, pełna talentu, finezji i wdzięku. (Oprócz tego ustąpiła Nowakowska i Szymańska, a zmarli Linkowscy, Kasprowicz, Starzewski, Dina. Przyp. Red.). Straty to wielkie, których nie zastąpią nowe siły.
Z materjałem (który pozostał. Red) dałoby się niezawodnie lepsze otrzymać rezultaty; wina tkwi w kierownictwie. Główną zasadniczą bowiem wadą lwowskiej sceny jest brak artystycznej dyrekcji, któraby, świadoma swych celów, dążyła do ich urzeczywistnienia umiejętnie i wytrwale, a z literackiem wykształceniem łączyła trafne zrozumienie istoty sztuki dramatycznej, jej warunków, potrzeb i zadań; brak również należytej reżyserji, umiejącej kierować próbami i informować i uczyć aktorów, okazywać więcej dbałości w szczególach przedstawień i nadawać im pod każdym względem piętno wykończenia; tego nie posiadamy i dlatego teatr chroma na wielu punktach.
Słowo o operze, której sezon właśnie się rozpoczął. Już przed kilku laty na tem samem miejscu wyraziłem zdanie, że we Lwowie możemy mieć dobrą operę, ale musimy mieć dobrą komedję, tymczasem wyznać trzeba, że chwilami, jak np. w roku zeszłym, właśnie opera jest stosunkowo lepsza od komedji; fałszywy to stosunek, przyczyniający się w znacznej mierze do zobojętnienia publiczności dla dramatu. W tym roku dyrekcja poprawiła się pod tym względem, bo na razie przynajmniej opera jest gorsza, aniżeli w roku ubiegłym. Nie ma panny Heller, nie ma miss Elli-Russell, tej wybornej śpiewaczki i aktorki, a przytem miłej i uroczej kobiety, nie ma wreszcie p. Chodakowskiego (a Pawlikówna? Red.), pozostał jeden p. Warmuth ze swoim pięknym i silnym tenorowym głosom i p. Jeromin, poprawny, ale zimny śpiewak. Nowa primadonna pani Busi, poprzedzona z Warszawy pewną sławą, zawiodła oczekiwania, ma ładny wprawdzie głos i gra dobrze, ale fatalnie tremoluje i wogóle nie robi na scenie wrażenia. Od czasu do czasu mamy różne debiuty; jedne się udają, drugie nie.
Należy także wspomnieć o naszym balecie, bo mamy balet i to z Włoch sprowadzony; prima ballerina, panna Seregni, tańczy z wdziękiem i gracją, ale panie, czy panny z corps de ballet, mogę wam zaręczyć, że nikogo nie sprowadzą z drogi cnoty!"

19.01.1892

До теми