Bolesne rocznice.

W obec zbliżania się dni, wzbudzających coraz boleśniejsze w sercach naszych wspomnienia, z powodu wypadków, które sto lat temu naród nasz pogrążyły w niewoli, z kół odczuwających z pewnością gorąco ogrom nieszczęść naszych, wyszła myśl przywdziania na smutne lata pamiątkowe ogólnej żałoby narodowej.
Myśl ta zajęła żywo umysły, rozbierano ją skwapliwie to w ciasnych, to w szerszych kołach prywatnych. Dość długo jednakże wstrzymywano się od publicznego dyskutowania jej, mianowicie w prasie. Istniała uzasadniona wątpliwość, czy jest to sprawa nadająca się do rozpraw publicznych, czy żałoba zewnętrzna nie należy raczej do rzędu tych manifestacyj, które imponują wtedy, gdy myśl ich poczęta, pod wpływem danych wypadków, natychmiast i jednomyślnie w czyn zostanie wcielona.
Taką była żałoba przywdziana przez naród cały trzydzieści lat ternu.
Gdy śmierć z koła naszego wydrze drogie sercu osoby, przygnębieni boleścią czarne nakładamy szaty, znękani unikamy zgiełku kwiatowego i ludzi, pragnąc zarazem dać im poznać, że życzymy sobie, aby i oni nas unikali.
Trzydzieści lat temu krew się polała na ulicach Warszawy. Trzymający nas w kajdanach śmiertelny wróg, zamanifestował znów, że nie ma tego środka, którego by nie użył na zgnębienie nasze, że zawsze gotów znęcać i pastwić się nad powalonymi o ziemię, strzelać do bezbronnych, mordować starce i dzieci. Trwoga wtedy zapanowała i przygnębienie, cala Warszawa odprowadziła na Powązki zwłoki poległych na ulicach, a naród wspólnie z rodzinami ofiar siepaczy przywdział żałobę.
Czy dziś w podobnym, jak w ówczas, znajdujemy się położeniu? Czy zaszły jakowe wypadki nadzwyczajne, nakazujące przywdzianie szat czarnych, które będąc oznaką boleści, są zarazem objawem pewnego przygnębienia?
Nie przeczymy temu, że nie wiele mamy powodów do radowania się.
Na ulicach Warszawy wprawdzie nie rozlegają się strzały, ale w tej stolicy Polski panuje ucisk stokroć większy jak kiedykolwiek; prześladowanie żywiołu polskiego prowadzone jest z całą systematycznością wyrafinowaną, połączoną z barbarzyńską bezwzględnością. Tłumiony jest każdy choćby najskromniejszy objaw narodowego życia.
To samo powiedzieć można o całem Królestwie kongresowem a bodaj w wyższym jeszcze — jeżeli to możliwe — stopniu na Litwie, Wołyniu, Ukrainie itd. Tam głośno po polsku się nie można odezwać.
Prawda, że zbliża się też setna rocznica najsrnutniejszych w dziejach narodu naszego chwil, kiedy stracił on swój byt polityczny.
Do rozpamiętywań bolesnych tedy przyczyn jest nie mało, czy atoli także do przywdziania szat żałobnych? — na to śmiemy odpowiedzieć przecząco. A odpowiadając tak, znajdujemy się w harmonji z wszystkimi, którzy dotąd w prasie w tej sprawie glos zabrali, a w harmonji z odezwą ogłoszoną i podpisaną przez ludzi, których wszyscy czcimy i szanujemy.
Świetny, jak zwykle w podobnych chwilach, przykład dały nam te kobiety polskie, które nie do przywdziania czarnych szat — będących bądź co bądź nie tylko oznaką żałoby, lecz i przygnębienia — lecz do czynu wezwały.
Zaiste! nie czarnej rozpaczy nam się dziś oddawać, lecz do czynów dodatnich zagrzewać należy.
W warunkach, w jakich się dziś znajdują rodacy nasi pod zaborem rosyjskim, nie możemy, ani chwili o tem wątpić, że zewnętrzne manifestowanie żałoby pociągnęłoby za sobą fatalne skutki, że spowodowałoby dużo ofiar.
Nie obawiamy się ofiar, gdy one nas do pożądanego celu zbliżyć mogą. Naród nasz nigdy nie zawahał się ponieść je, nie uląkł ich się. Ale na ofiary bezpłodne nas nie stać; dziś każdą z nich ściśle odważyć, wszystko rozważyć musimy, zanim na ofiary się zdecydujemy. Dzieciństwem byłoby ponosić je bez celu, ciężką na siebie odpowiedzialność wziąłby ten, któryby do nich popchnął.
Setną rocznicę przygnębienia naszego narodowego niebawem będziemy obchodzili. Prawda to! Ale w czemże, pytamy, różni się ona od dziewięćdziesięciu dziewięciu, które ją poprzedziły?
Dla czego mamy zewnętrzną oznakę żałoby przybierać teraz właśnie?
Jeżeli oznaka ta ma być wyrazem naszej boleści, to należało ją przywdziać zaraz po trzecim rozbiorze Polski i dotąd jej nie zdejmować. Było to niemoźliwem, a przywdziewanie na jeden rok byłoby niekonsekwencją.
Odezwa, o której powyżej wspomnieliśmy, wskazała słusznie na świetlaną postać, która w najcięższych chwilach, przez jakie naród nasz przechodził, w końcu zeszłego wieku, ponad wszystkimi innymi górowała. Przypomnienie tej postaci i dziś nam wskazuje, w jakim kierunku nad odrodzeniem narodu pracować powinniśmy.
Tadeusz Kościuszko swoje dzieło odrodzenia pragnął oprzeć na szerokich warstwach — ludu polskiego. Do tego, czego on chciał dokonać, rozbudzenie ludu przyszło za późno. Ale dziś nie zapóźno. Poświęćmy się pracy w tym kierunku, rozbudźmy w ludzie poczucie obywatelskich jego obowiązków, nie przez szerzenie przewrotnych wśród niego teoryj, lecz oświęcając go i pracując nad polepszeniem jego bytu materjalnego, nie szczędźmy żadnych w tym względzie ofiar, ani środków materjalnych, ani pracy; to będzie najwłaściwszym obchodem bolesnych rocznic.

29.12.1891

До теми