29.11.1916

Aby uczcić Święto narodowe takie, jak powstanie listopadowe, mało jest ożywić w sobie tylko uczucia patrjotyczne — smutne lub radosne. Trzeba jeszcze wejść duchem w owe czasy i z wypadków, które decydowały o losie narodu wydobyć dla narodowego myślenia i działania mądrość patriotyczną, którą jest unikanie błędów przodków i przejmowanie ich doświadczeń dla obecnej i przyszłej pracy.
Przęwodnikem najlepszym na tej drodze może być ten, kto był w tym czasie najżarliwszem sercem patrjotycznem i głową, która umiała zrozumieć wszystkie ideowe i materjalne czynniki mogące Polsce dać upragnioną wolność. Mówimy o Mochnackim.
Po upadku powstania, gdy jego przebieg rozważał "sine ira et studio", policzął "do prawd niezaprzeczonych i zarazem do największych wypadków hiśterji nowoczesnej, że naród polski miał więcej sił w ostatniej wojnie swojej z Moskwą do odzyskania tego, co stracił, niżeli Moskwa do sprzeciwienia się temu sprawiedliwemu przedsięwzięciu polskiego narodu". Mimo calej różnorodności losów powstania, "nihdy nie bylismy w oitrzebie powiedzenia samym sobie: zginęliśmy bez nadzieji", tak "sprawa Polski 29. listopada nie tylko sprawiedliwa, ale i mocna była".
Cóż się więc stało, że tak pomyślny stan rzeczy, zamieńil się w klęskę narodu, iż pozostal nadal w niewoli? Oto "nie ulegliśmy przemocy, ale zwyciężył nas słabszy, ale mędrszy nieprzyjaciel".
Wynika to z rozważań o siłe narodowego powstania, które Mochnacki przeprowadza w następujący sposób:
Siła ta składała się z rozmaitych czynników, nie tylko wojsk. regularnego i ewentualnych nowych zaciągów. W skład jej — zauważa Mochnacki — wchodziło ponadto położenie geograficzne Polski, rola jej w "systemie politycznym Moskwy, konstytucja rządu i państwa carów, nakoniec temperament polityczny Europy, o ile na wodzy Austrię i Prusy trzymał".
Siła ta zatem rozporządzała czynnikami dwojakiego rodzaju. Takimi, które można było i należało stworzyć, oraz takimi, które były, a trzeba je było tytko wyzyskać.
Do tych ostatnich należy — zdaniem Mochnackiego — w pierwszym rzędzie geograficzne położenie Polski w stosunku do Rosji. Że tylko w Polsce "Moskwa od Europy odcięta... i zdobyta być może" — doświadczył tego już Napoleon w 1812. Zająwszy bowiem Polskę i Litwę, pokonał Rosję bez stanowczych bitew i nie w Petersburgu, ale w Polsce mógł wymusić na niej najkorzystniejszy dla siebie pokój. Tymczasem "chciał bitew po osiągnięcu celu wojny" i — pogrzebał swoją wielkość. Otóż na tej zasadzie — stwierdza Mochnacki — że Rosja może być pokonana jedynie na obwodzie swego imperjum, bo z obwodu do wnętrza "wbiegają promienie jej potęgi", bo po odcięciu obwodu zostaje jej to, czego nie warto zdobywać, rozpoczęło się powstanie w nocy 29. listopada. Podjęto je "w imię tej prawdy, że razem z ośmiu województwami nadwiślańskiemi powstaną bracia za Bugiem: w takiem przedsięwzięciu nic nie rokowało zwycięstwa Mikołajowi". Mogło się to stać tem bardziej, że Rosja nie "wypolszczyła" swego zaboru mimo usilnych starań. Przeto powstanie mogło rozporządzać siłą większą, niż konfederacja barska i niż Kościuszko.
Siłę tę wzmagała jeszcze ta okoliczność, że Rosja właśnie wówczas miała swój "moment niemocy". Wyczerpana bezpośrednio poprzedzającemi wojnami i militarnie zdezorganizowana, trapiona szerzeniem się głodu i pomoru, wysilona finansowo i zadłużona wcale niegroźnym była nieprzyjacielem. Do zorganizowania 120.000 armji, jaka brała udział w bitwie Grochowskiej, potrzebowała półtrzecia miesiąca. To wymowny dowód, jak słabą była wówczas.
Co do "temperamentu politycznego" Europy, to — jak go doskonale charakteryzuje Mochnacki — "życzyła nam ona zwycięstwa, ale tak jako niegdyś małemu życzyli Dawidowi świadkowie nierównej walki, żeby pokonał ogromnego Goljata, z bojaźnią w sercu, z tem przekonaniem, że tylko cud jaki uratować nas zdoła".
Główną jednak dźwignią narodowego powstania było wojsko. "Nie wykracjzając z granic najściślejszej pewności" oblicza Mochnacki, iż siła jego mogła wzrośc do sześćdziesięciu kilku tysięcy żołnierza. W chwili wybuchu powstania pod bronią było wojska trzydzieści kilka tysięcy. Prócz tego znajdowało się w kraju około 25 tysięcy żołnierzy dymisjonowanych, uczestników kampanji napoleońskich, albo takich, którzy lata swoje wysłużyli już w wojsku Królestwa kongresowego. Nie było więc żadnej trudności w uzyskaniu wyszkolonego żołnierza. Potrzebna broń i amunicja znajdowała się w arsenale warszawskim. Rezerwy wreszcie można było uformować z nowych zaciągów pod osłoną czynnej armji. Ludzi zdatnych do broni było podostatkiem. Według ksiąg komisji stiperrewizyjnej na ratuszu w Warszawie było takich 246.000. Z amunicją, bronią i umundurowaniem — wogóle ze środkami wojennymi także nie byłoby wielkiego kłopotu, gdyż mogła ich dostarczyć produkcja wewnętrzna przy pomocy rzemieślników, sprowadzonych z Niemiec i Anglji. Również skarb mógł w zupełności dopisać.
"Sześćdziesiąt kilka tysięcy najbitniejszego ludu na ziemi! — woła Mochnacki. Nie masz sprawy, którejby takie wojsko nie zapewniało szczęśliwego końca. Tą silą, gdyby dawnej Polski nie było na świecie, ledwie nie nową stworzyć pozwalałyby ówczesne tak miejscowe jako i postronne okoliczności".
A jednak dzieła nie dokonano, mimo istnienia tych warunków i jeszcze jednego — pierwszorzędnego: entuzjazmu patrjotycznego, opartego mocno na owym "konturowym zarysie" liczb. Przecież jednym z prawdziwych powodów rewolucji była wiara w jej powodzenie.
Rewolucja jednak upadła, gdyż jej "klima polityczne" było chłodne. Brak w niej było to cechy, którą Barere ujął w porównaniu rewolucji do "słońca strefy gorejącej, która nadaje gwałtowny popęd całej wegetacji, skracając czas gdzieindziej przepisany wzrostowi i dojrzałości roślin". U nas niestety tak nie było. "We wszystkiem, a szczególniej co do organizacji wojska tak poczynaliśmy sobie, że do czego zwykle potrzeba dziesięciu dni, to w nadzwyczajnych okolicznościach naszego odrodzenia się ledwie we dwudziestu do skutku przychodziło".
W związku z tą pozostaje druga przyczyna upadku powstania. Ster wzięli w ręce ludzie niewątpliwie poczciwi, otoczeni aureolą męczeństwa narodowego, ale nie zawsze dość zdolni, by w takiej chwili kierować sprawami narodu. Nie byli oni "sposobni do prędkich i dzielnych przedsięwzięć" — jakich było potrzeba. Im zaś dano władzę w rozumieniu, że pożytecznej jest kierować siłą, energią i dowcipem tego wieku, niżeli jemu samemu, żeby władał rzeczą publiczną, dopuścić". Stąd u stera była "ospałość lenistwa".
Oto jest ten "słabszy, ale mędrszy nieprzyjaciel", który nas pokonał i w niwecz obrócił najbardziej sposobną chwilę wydobycia się na wolność.
Słowa Mochnackiego zawierają w sobie niewątpliwie wiele z gorącej atmosfery emigracyjnej bezpośrednio po upadku powstania, oraz wicle z żywości jego temperamentu, ale ujmują rzecz trafnie i niezbicie wykazują prawdę, która dziś tak niebywale święci tryumfy, iż "siła, jaka naród zewnętrznego nieprzyjaciela pokonać zdoła, zostaje w ścisłym, bezpośrednim stosunku z siłą jego materjalną i moralną, wewnętrzną. Dla powiększenia pierwszej, potrzebą ostatnią pomnożyć, natężyć.
To zasada, która rozstrzyga o losach narodów, to jest też wielka nauka dla nas z całych dziejów, a szczególnie z powstania listopadowego.