Mylny alarm.

Z Tarnopola donoszą nam 16. bm.: Nietylko giełdę wiedeńską zaniepokoił prezes Koła polskiego, Jaworski, swoją opowieścią o "sytuacji bardzo poważnej", która stanęła na przeszkodzie uwzględnieniu żądań naszych co do decentralizacji zarządów kolejowych w sposób zupełnie taki sam, jak w roku 1888 umiano przełamać opozycję przeciwko zaszczepieniu pruskich pomysłów o podatku gorzelnianym. My tutaj na pograniczu doznaliśmy jeszcze innych wzruszeń, które stały w ścisłym związku z augurstwem p. Jaworskiego. Wczoraj zrana zjawił się w Tarnopolu oficer rosyjski z sierżantem. Obaj w pełnej paradzie wprost z dworca udali się do tutejszego c. i k. komendanta stacyjnego, jen. Rippa, i po krótkiej tamże wizycie zakwaterowali się: oficer do hotelu Puntscherta a sierżant do koszar załogi austrjackiej, liczącej parę bataljonów piechoty nr. 15 i parę szwadronów jazdy dragońskiej, tj. siłę dostateczną wprawdzie do zwalczenia inwazji dwóch sałdatów, ale zbyt małą na skonstatowany urzędownie wypadek "sytuacji bardzo poważnej". Łatwo tedy pojąć, jaki rwetes powstał w umysłach na widok szyneli z baraniemi czapkami. Historja o poważnej sytuacji nabrała od razu żywej rzeczywistości, choć na godzinę przedtem jeszcze uważano ją tylko za humorystyczny wybieg prezesa Koła polskiego, by nietylko ocukrzyć fiasco z decentralizacją kolejową, ale za jednym zamachem przygotować także umysly do uchwalenia nowych miljonów na cele militarne.
Przypomniano sobie równocześnie, że w cywilizowanych krajach wszelkie wojny rozpoczynają się formalnością wypowiedzenia, czyli deklaracji, którą strona wypowiadająca uskutecznia zwykle zapomocą parlamentarza, tj. oficera z trębaczem. Skombinowano więc na prędce komunikat Jaworskiego z przybyciem dwóch "Moskali" do komenderującego jenerała tutejszego i trwożliwe grupy zaskoczonych takiemi zdarzeniami mieszkańców stolicy podolskiej puściły w niepamięć Baworowskiego z Weiserem, a w wyobraźni swojej widziały już chmurę rozpasanych jędz wojny, słyszały huk uchacjUszÓw — od strony Stanisławowa i w przewidywaniu okropnych nieszczęść debatowały już o emigracji.
P. Bóg jednak łaskaw. Chociaż sytuacja Koła polskiego jest w poważnym stanie, to jednak do katastrofy jeszcze nie blisko. Post nubila Phoebus. Popołudniu mieliśmy wyborny koncert kapeli wojskowej w Sokole, i tam okazało się autentycznie, że "Moskale" wzmiankowani przyjechali w bardzo zwyczajnych pokojowych zamiarach. Oto na dziś przypadła przed sądem przysięgłych rozprawa o zamordowanie jakiegoś polowego na granicy. Świadkiem klasycznym zbrodni miał być sierżant objeszczyków. Więc zawezwany drogą dyplomatyczną przybył na rozprawę, a z nim podług regalaminu wojskowego — oficer. I tak wyjaśniła się sytuacja. Oficer nazywa się trochę oryginalnie: Gołembatowski, ale jest rodowitym Polakiem, ożenionym nawet z Polką, i to z Galicjanką, a przyjęcie, jakiego tu doznał od wojskowych austrjackich, zadało nnjzupełniejszy kłam rozgłoszonemu istnieniu sytuacji "bardzo poważnej". Giełdy mogą być spokojne. A p. Jaworskienu wypadałoby mieć w pamięci niemieckie: "Spicie nicht mit Schiessgewehren", co podobno w tlumączeniu polakiem znaczy: Nie strzelaj — bez prochu!

18.11.1891

До теми