Synodalja.

O synodzie ruskim znajdujemy zajmujące uwagi w ostatnim numerze Kraju, napisane przez korespondenta lwowskiego tegoż pisma, podpisującego się pseudonizmem Łuna. P. Łuna, prawdopodobnie ksiądz, chociaż chce udawać człowieka świeckiego, nie tai się ze swemi sympatjami hierarchiczno klerykalnemi. Daje on następującą charakterystykę prądów, które się ścierały na synodzie, a charakterystyka jego, chociaż nie bez ultramontańskich przekręceń, polega jednakże na dość dobrych informacjach i zasługuje na uwagę. "Z szeregu pogłosek i wiadomości, które krążą wśród ogółu, z usposobienia pism i z niewyraźnych, mimowolnych napomknień uczestników synodu, daje się wyciągnąć ten wniosek, że w obradach uwydatniły się dwa jaskrawo przeciwne sobie prądy, których pogodzenie jest bezwarunkow o niemożliwem. Za jednym z nich, dążącym w wynikach ostatecznych do powrotu stanu rzeczy z przed r. 1596, idzie garstka ludzi świadomych celu i znaczna część duchowieństwa, broniąca energicznie samoistności obrzędowej; za drugim, skierowanym na zachód i dążącym do powolnego zniesienia tej samoistności, idzie ślepo szczuplejszy jeszcze zastęp wychowańców jezuickich, a ostrożnie i roztropnie wyższa hierarchja duchowna. Całość nie porusza się, naturalnie, ani w tę ani w ową stronę i dziś już rzec można, że prace synodu pozostaną z nielicznemi wyjątkami, bezowocnemi, i że góra zrodzi mysz. Nieszczęściem dla nas, tak w tej, jak w każdej innej sprawie, mięszają się do dyskusji przypuszczenia podejrzliwe, skutkiem których żadna sprawa nie przedstawia się jej uczestnikom ani widzom w swem świetle prawdziwem. Hal. Ruś. uderza na alarm i nawołuje uczestników synodu, by w chwilach wolnych naradzali się z oddanymi sprawem kościoła przedstawicielami intenligencji świeckiej, a to w celu obrony "ostatniej jakoby naszej twierdzy narodowej". Diło wzdycha żałośnie i nie odważa się śmielszego wypowiedzieć zdania, a my, ludzie świeccy, nie biorący udziału w żadnej agitacji, notujemy co można, starając się zajrzeć prawdzie w oczy. Wyczytaliśmy z nich, o ile czytać umiemy, że żadne niebezpieczeństwo kościolowi naszemu nie zagraża, bo jeżeli nawet prowadzono nań atak, to tak niepolitycznie i niezręcznie, że sromotnym odwrotem zakończyć się musi; że gdyby nawet nastąpiło wprowadzenie pewnych zmian, w rodzaju przyjęcia kalendarza gregorjanskiego, nicby nam się złego nie stało".

21.10.1891

До теми