Objawy "zgody."

"Der Friede ist ausgebrochen". Te słowa humorysty niemieckiego można zastosować i do obecnej sytuacji w taborze ruskim. Wybuchła tam zgoda. Po znanym zjeżdzie "notablów" ruskich, którego celem było stworzyć jedność tam, gdzie, mówiąc słowami Słowackiego, "pęknięcie serca znać", tj. gdzie panuje rozdwojenie co do pytań zasadniczych nietylko teoretycznej, ale i praktycznej polityki, — po formalnych uchwałach owego zjazdu, powstałych w znacznej części pod naciskiem ludzi z prowincji, którzy widząc nędzę ludu w prostocie serca sadzą, że po nad ratowanie i podnoszenie tego ludu żadnego programu politycznego na razie nie ma i być nie powinno, i którzy też w tym sensie poruczyli stylizację punktów ugody klubowi ruskich posłów sejmowych, — po tem wszystkiem rozpoczęło się wszechstronne trzeszczenie i skrzypienie w gmachach lwowskich ruskich organizacyj, manifestujące aż nadto dobrze owo wewnętrzne rozdwojenie.

 

Trzeszczenie rozpoczęło się w gmachu narodowców. W sam dzień przed zjazdem notablów i powzięciem pamiętnej uchwały o podziale Galicji odbyła się w Domu Narodnym wieczornica towarzystw narodowych w cześć zgonu Szewczenki. Na tej wieczornicy miał przemowę prof. Wachnianin,  podnosząc "nacjonalny" program Szewczenki, co prawda, program (jeżeli godzi się nazwać go programem) tak niejasny, że p. Wachnianinowi pozostało najszersze pole do osłonięcia powagą Szewczenki swych własnych poglądów na narodowość wogóle i na narodowość ruską w szczególności.

 

Co prawda, i poglądy p. Wachnianina na kwestję narodowościową nie o wiele wyżej stoją od poglądów Szewczenki pod względem jasności i konsekwencji. P. Wachnianin jednym tchem wygłaszał rzeczy różnorodne, a nawet sprzeczne ze sobą i czasem problematycznej prawdziwości, jak np. to, że idea narodowości była przyczyną upadku Napoleona, że narodowość jest środkiem do rozwijania i podnoszenia narodu, że w imię narodowości należy występować przeciw "ogniom współczesnym", tj. przeciw współczesnej oświacie i postępowi itp.

 

Na komersie, jaki się odbył następnie w restauracji Stadtmullera, p. Eugenjusz Lewicki, prezes tow. "Akademiczne Bractwo", wystąpił z uwagą, że widzieć u Szewczenki sam tylko program nacjonalny, a nie widzieć programu socjalnego, znaczy nie znać Szewczenki, i rozwijając następnie pojęcie narodowości jako środka oświecania i podnoszenia ludu, jako formy, którą zapełnić potrzeba realną pracą około dobra ludu, stawiał taką właśnie pracę jako konieczny program inteligencji ruskiej. Przemówienie to, mimo że rozwijało jeden z poglądów, wyrażonych i w przemówieniu prof. Wachnianina, wywołało ogromne oburzenie pośród starszych narodowców którzy dotychczas nie mogą pojąć, jak śmie student krytykować profesora, i to krytykować tak ostro! Oburzenie to następnego dnia znalazło wyraz w Dile, które, przytoczywszy całą przemowę prof. Wachnianina, nie przytoczyło ani słówka z przemówienia Lewickiego, lecz w czambuł nazwało przemówienie to "pod każdym względem nieszczęśliwem". Wskutek tego rozpoczęło się rozdwojenie w łonie samego "Bractwa", posypały się wiadome naszym czytelnikom sprostowania i protesty, nie wyjaśniające, lecz zaciemniające sprawę.

 

Ta niezgoda między starszem i młodszem pokoleniem obozu narodowego przyszła nadzwyczaj na rękę Czerwonej Rusi, której stronnicy od dawna głośno krzyczą o "zgodzie" Rusinów, ale pod zgodą rozumieją nie co innego, jak tylko zupełną kapitulację narodowców. Wypowiedziawszy więc bez zarumienienia zdanie, że p. Lewicki w swej przemowie "narodowość nazwał głupstwem, a apoteozował tylko żołądek, i to, rozumie się, w pierwszej linji swój własny", pismo to uderzyło na młode pokolenie narodowców, jako na rezultat "nowej ery edukacyjnej", respective polonizacji i wynarodowienia. Pismo to spekuluje słusznie, że wbijając klin między starsze i młodsze pokolenie nieprzyjaznego sobie kierunku, osłabia oba i ułatwia sobie drogę do zwycięztwa.

 

Równocześnie "wybuchła zgoda" i na innym punkcie. Już w następny dzień po zjeździe, czytając sprawozdania o nim obu pism ruskich, wyraziliśmy zdziwienie, że Dilo nietylko przemilczało o uchwałach tego zjazdu, ale wprost uznało je za "nienadające się do publicznego ogłoszenia", gdy natomiast Czerwonaja Ruś po prostu je ogłosiła, w dodalku kapitalizując je dla siebie i przedstawiając wyłącznie jako rezultat swej pracy i swych nawoływań. Dilo znalazło się w bardzo delikatnej pozycji i umyśliło, według swego zwyczaju, salwować się milczeniem.

 

Wypadło jednak z roli, gdy przytaczając znany naszym czytelnikom glos czerniowieckicj Gazety Polskiej o projekcie podziału Galicji, nazwało glos ten objektywnym i zasługującym na poważną dyskusję, a w owej dyskusji wyrwało się z niefortunnem twierdzeniem, że ojcem moskalofilstwa w Galicji był Gołuchowski. Przeciw temu twierdzeniu wystąpiła Czerwonaja Ruś w dwóch artykułach, zarzucając Dilu fałszowanie historji i dowodząc szeregiem cytatów, że moskalofilstwo poczęło się w Galicji dawno przed Goluchowskim, a że natomiast ukrainofilstwo było "polską intrygą".

 

Jak widzimy, pierwsze początki zgody szczęśliwie zrobiono: spory i swary, którym zapobiedz miał zjazd notablów ruskich, wszczęły się na nowo, i to znowu o te same dalekie, abstrakcyjne kwestje lub o osobistości, podczas gdy tyle piekących spraw życia ekonomicznego, oświaty i organizacji ludowej pozostaje w zaniedbaniu właśnie wskutek braku tego ognia i tego zasobu pracy, jaki idzie na owe marne i dla nikogo nieprzydatne poswarki.

 

[Kurjer Lwowski]

09.04.1890