Z wnętrza haremów.

Harem!... Magiczne słówo, wiele ono budzi ciekawości i jakie przed oczyma duszy stawia obrazy!

 

Na straty czarny eunuch, za nim ciężka adamaszkowa kotara, a za kotarą...

 

W zmniejszeniu raj Mahometa, miękka, i wytworna siedziba hurysek.

 

W koronkach architektury maurytańskiej, wśród makat wschodnich i perskich dywanów, spowita w złotogłów, iskrząca się od klejnotów, z nargilą w ustach i rozkosznemi marzeniami w oku, drzemie w błogim półśnie ona...

 

Obraz z tysiąca i jednej nocy, które przecież w podobnem zrodziły się otoczeniu.

 

Takby się zdawało...

 

Byłam w nich, widziałam je, te zaczarowane pałace, z których wychodziłam zawsze smutna, przybita, pełna żalu i współczucia dla mieszkanek złotych więzień, złotych grobów.

 

C'est le mot: groby.

 

Groby uczuć wszelakich, groby myśli wolnej i niekrępowanego czynu.

 

Śmierć za życia.

 

Muzułmanin, mający mierny zaledwie majątek, uważałby za ubliżenie swej godności, gdyby małżonka jego czemkolwiek zajęła się w domu.

 

Otacza ją wymarzonym zbytkiem, ale po to tylko, aby mu była cackiem i ozdobą.

 

Troska o dom spoczywa na głowie t. zw. sufradżi, tj. najstarszego sługi lud dozorcy eunuchów.

 

Tak przynajmniej rzeczy się mają w haremach egipskich, które bliżej poznałam.

 

W każdym rój służebnic, jakkolwiek bowiem niewolnictwo zniesione zostało de nomine za czasów byłego khedywa, de facto istnieje dotąd w całej pełni.

 

Znam haremy, w których żyje 200 do 300 niewolnic. Snują sie one wybladłe, przed czasem zwiędłe, bezmyślne i przygnębione, skazane na uleganie wieczne kaprysom swych pań i władczyń, a szczególniej strażników.

 

Odpłacają się też królowom haremów bajką i donosem, czychając na każdy ich rych i spojrzenie, aby módż je przed mężem i panem oskarżyć.

 

A wszystko tu zawisło od chwilowej zachcianki i kaprysu męża tego, który nie jada nawet nigdy w towarzystwie swych kobiet.

 

Według przepisów koranu, służy muzułmaninowi prawo posiadania 4 żon (nie mówimy tu o niewolnicach); rzadko jednak korzystają oni dzisiaj z tego przywileju. Młode muzułmanki coraz więcej zarażane pojęciami europejskiemi, przy ugodach ślubnych stawiają obecnie zwykle warunek, aby mężowie ich nie pojmowali żon więcej, chyba w razie rozwodu. Kobieta wszakże pierwsza żądać rozwodu nie może, nawet gdyby najnieszczęśliwszą była w pożyciu małżeńskiem.

 

Inaczej rzecz się ma z mężem. Jemu dość po trzykroć powtórzyć przy świadkach, iż żonę odtrąca, a rozwód jest ważnym. Żona w takim razie bezzwłocznie zmuszoną jest wracać do rodziców.

 

Jedyny przywilej, jakim prorok obdarzył kobietę na wschodzie, jest używanie majątku osobistego wyłączne. Prócz tego mężczyzna, żeniąc się, nietylko nie bierze posagu, ale przeciwnie, obowiązany jest rodzicom żony wypłacić umówioną sumę. Drugą taką sumę płaci w dzień rozwodu.

 

Wreszcie, nawet jako matka, wśród muzułmanów kobieta podrzędną gra rolę i bardzo ograniczony ma wpływ na wychowanie swych dzieci.

 

Chłopcy od lat 7 opuszczają harem i przechodzą pod wyłączną opiekę ojca. Dziewczęta, wychowywane przeważnie przez niewolnice, w 12 lub 13 roku życia wychodzą za mąż, a męża tego wybiera im ojciec, nigdy zaś matka.

 

Zwykle młoda narzeczona nie wie nawet, kto jej przeznaczony, dowiaduje się dopiero o tem, gdy po odbytej ceremonji zaślubin, małżonek zerwie jej zasłonę z twarzy.

 

Wprowadzone dziś i do haremów fotografje pozwalają przynajmniej kobiecie poznać wcześniej rysy przyszłego małżonka, ponieważ jednak w wybieraniu go nie ma żadnego głosu, niewielka to zatem pociecha.

 

Cywilizacja zachodu wkrada się krok za krokiem w niedostępne mury haremów, wkrada jednak powierzchownie tylko, wciąż utykając o przepisy i wymagania obyczaju miejscowego.

 

Trudno zatem wymagać, aby nauki od francuskich i angielskich nauczycielek, po większej części zresztą nieszczególnie dobranych, plon należyty przynosiły.

 

Wychowanie to, połowicznie cywilizowane, rozbudza tylko wyobraźnię, rodzi niezadowolenie i żądzę swobody, nie dając możności pozyskania jej.

 

Miałam tego dowód, poznawszy jedną z najmilszych kobiet w Kairze, młodą, śliczną córkę byłego ministra, Szeryfa baszy.

 

Wychowywana przez lat kilka w jednym z instytutów paryskich, powróciwszy do Egiptu, zamknięta została w haremie ojca wśród grona bezmyślnych i nieukształconych kobiet.

 

Dziś liczy już lat 20, jest więc w wyobrażeniu wschodniem starą panną, a nie wolno jej wejść nawet do ogrodu ojca, tuż obok haremu położonego.

 

Pytałam jej, dlaczego nie wychodzi za mąż.

 

— Ojciec — odparła — nie zmusza mnie do tego, ja zaś wolę być niewolnicą ojca, który mnie kocha, jak dostać się w niewolę męża, którego miłości nie mogę być pewna.

 

Jak zgubne pociąga za sobą skutki owa półcywilizacja, przekonaliśmy się niedawno o tem przy zgonie jednej z córem Izmaila baszy.

 

Była to osoba sprytna i nadzwyczaj żywego umysłu. Nie znajdując zadowolenia w życiu haremowem, szukała coraz to nowych wrażeń, coraz nowego pokarmu dla rozigranej wyobraźni.

 

Początkowo bawiły ją stroje, przebierała się więc co chwila w najrozmaitsze kosljumy, trefiła i barwiła włosy w najrozmaitsze barwy i odcienia.

 

Następnie oddała się wyłącznie czytaniu romansów francuskich. Pochłaniała ich cale setki, wygłaszając najjaskrawsze ustępy.

 

Gdym ją przekonać raz chciała, że i w Europie kobieta niewolnicą jest obowiązków towarzyskich i domowych, krzyknęła z rozpaczą:

 

— Jesteście wolne, możecie czuć i myśleć!— poczem jak rozjuszone zwierzę jęła biegać wszersz i wzdłuż po salonie.

 

Wystraszony eunuch podał jej etui z cygaretkami, w których jak mi mówiono, znajdowała się przymieszka opjum, a które księżna nieustannie paliła.

 

Zrujnowawszy zdrowie nieustannemi wybrykami, padła wreszcie ofiarą morfinomanji, niezmiernie dziś wśród haremów rozwielmoźnionej.

 

Z dwojga złego sympatyczniejsze wrażenie robią haremy starej daty, w których kobiety po dawnemu, nie znając jeszcze innych życia warunków, bez szemrania zgadzają się z prawem religją uświęconem.

 

Jednym z takich jest dom księżnej Said, babki teraźniejszego wice-króla.

 

Harem ten i życie w nim poznałam bliżej, zaproszona pewnego razu przez księżnę na ucztę w dzień Bajramu.

 

Pałac księżnej, jak wogóle wszystkie dawniejsze domy arabskie zewnątrz nie odznacza się niczem, chyba jaskrawo-różową barwą ścian. U muzułmanów barwa to szczęścia, a harem nazywa się nawet "przybytkiem szczęścia".

 

W pierwszym dziedzińcu pałacowym mieści się służba męska, t. j. czarni strażnicy, eunuchy z Sudanu. W drugim znajdujemy czarne niewolnice niższego rzędu, służebne. W trzecim dopiero wznosi się gmach główny, przepysznym otoczony ogrodem.

 

Na wstępie zaraz, w sali oświetlonej na sposób arabski przez okno w powale umieszczone dostrzegłam wiele cennych starożytnych sprzętów, chociaż i tu, niestety, przeważa urządzenie nowoczesne, europejskie.

 

Księżna przyjęła mnie bardzo serdezenie, zwyczajem muzułmańskim, podając mi rękę po trzykroć z życzeniem szczęścia dla mnie i rodziny mojej.

 

Jest to kobieta, dziś już 70 lat licząca. Kształtne jej rysy i wyniosła postawa każą się domyślać, iż była kiedyś nadzwyczaj piękna.

 

Rodem Czerkieska, sprzedana została dzieckiem jeszcze do haremu Saida (Said-basza panował przed Izmailem i był dziadkiem dzisiejszego kedywa), który tak ją polubił, że po śmierci pierwszej żony nadał jej tytuł księżnej i prawą małżonką mianował.

 

Sprytna z natury, miała nawet wpływ wielki na łagodne rządy męża.

 

Ponieważ księżna mówi tylko po turecku, porozumiewałam się więc z nią za pomocą osoby trzeciej. Podziwiałam trafne jej zdania i sądy. Wypytując się ciekawie o stosunki polityczne, wyraziła o wojnie w Sedanie następującą opinję:

 

— Sudan, to klucz złoty Egiptu, nędza nam grozi, jeżeli go stracimy.

 

Gdy po dłuższej rozmowie oznajmiono nam, że objad podano, księżna powstała, dając nam znak, abyśmy szły za nią. Wprowadzono mnie najpierw do małego przedsionka, w którym niewolnice na klęczkach podały nam w złotych naczyniach wodę do umycia rąk.

 

(Dokończenie nastąpi.)

 

[Kurjer Lwowski, 18.02.1890]

 

(Dokończenie).

 

W sali jadalnej nie było nakrycia, tylko olbrzymia taca srebrna, stojąca w pośrodku na niskim rzeźbionym podnóżku, tworzyła rodzaj stołu okrągłego, dokoła którego zasiadłysiny na poduszkach i kanapkach.

 

Talerzy, widelców i nożów nie dostrzegłam wcale, za każdą z nas jednak stała niewolnica z pysznie haftowaną serwetą na ręku, dolewały one do wody rozmaite syropy i krajały chleb w drobne kostki.

 

Potrawy wnoszono na wielkich misach srebrnych, których pokrywy otwierano dopiero przy nas. Misy te stawiano w pośrodku tacy i musiałyśmy sięgać do nich łyżkami lub kawałkami chleba.

 

Najpierw podano zupę, t. zw. po arabsku "czorbe", rodzaj krupniku, w którym znajdowały się między innemi pistacje, migdały, rodzynki i rozmaite korzenie. Księżna objaśniła mnie, że taką zupą żywił się w arce Noe i dlatego każdy Arab, raz przynajmniej do roku, jeść ją powinien przez pamięć dla biblijnego praojca. Jakim jednak sposobem Arabowie dowiedzieli się o tem "menu" z arki, księżna nie umiała mi powiedzieć.

 

Po zupie wniesiono baranka nadzianego pistacjami. Ponieważ nie miałyśmy nożów ani widelców, nie wiedziałam jak przystąpić do spożycia tego ulubionego na wschodzie przysmaku. Wybawiła mnie z kłopotu gospodyni domu, która białemi rączkami rozerwała mięso i podała je nam po kolei.

 

Dalej nastąpiło jeszcze czternaście dań innych.

 

Były tam: i ulubiona przez Arabów jarzyna "bami", rodzaj malej tykwy, i liście winogronowe nadziewane mięsem i ryżem i "kunafa", tj. smażone ciasto nadziane miodem i masłem.

 

Koronę uczty stanowił "kajmak", kożuszki ze śmietanki przekładane konfiturą. Na ostatku podano wielką misę ryżu bez soli i masła. Ryż ten, co niełatwem było zadaniem, musiałyśmy nabierać na drobne kawałeczki chleba.

 

Po obiedzie przystąpiłyśmy znowu do uroczystej ceremonji mycia rąk, poczem wniesiono kawę i przepysznie brylantami sadzone cybuchy.

 

Teraz jedna z niewolnic w strój czerkieski przybrana rozpoczęła tańce, inna bawiła nas monotonnym przeciągłym śpiewem, inne jeszcze wniosły klatki z ptakami. Przedemną dwie niewolnice powiewały nieustannie olbrzymiemi indyjskiemi wachlarzami.

 

Widząc na twarzach ich znużenie, prosiłam, aby mogły spocząć na chwilę.

 

— Wszak one do tego stworzone! — odparła ze zdziwieniem księżna.

 

Podobnież jak stara księżna Said, tak też i wicekrólowa dzisiejsza, jedyna żona Tewfika, stara się o zachowanie dawnych zwyczajów.

 

Jakkolwiek przyjęła strój modny i prawie każdej soboty zbiera u siebie grono dam europejskich, u bramy jej jednak czuwa cały zastęp czarnych strażników.

 

Wicekrólowa wyjeżdża tylko w zasłonie i w zamkniętych pojazdach i nie pokazuje się nigdy w towarzystwie męża. Na bale dworskie patrzy tylko zdała przez kraty okien. Jedyną jej rozrywką jest teatr, w której ma lożę przysłoniętą firankami.

 

Prócz powyżej wspomnianych, miałam sposobność poznania niejednego mniej zamożnego haremu.

 

Utkwił mi między innemi w pamięci harem któregoś z "szechów", tj. nauczycieli słynnej szkoły "El Achar" (założona w r. 973, liczy obecnie do 10.000 uczniów). Zastałam tam trzy żony "szecha"; najmłodsza z nich, a więc zapewne ulubiona, rej wodziła.

 

Ujrzawszy mnie, zaczęła klaskać w ręce; oglądała każdy szczegół mojego stroju, wkładała mi w usta arabskie słodycze, dotykała ramion moich, chwaląc się pulchnością swych rączek.

 

W haremie panował nieład niedoopisania, z przyległego zaś pokoju dochodził nas krzyk ogłuszający. Zapytawszy o przyczynę, dowiedziałam się, iż dziecię "szecha" zachorowało, niewolnice zatem urządzaja "zykr", tj taniec święty, w celu odpędzenia od chorego uroków.

 

Przez ciekawość uchyliłam drzwi komnaty. Ciemny dym kadzideł napełniał pokój, w pośrodku na dywanie leżał dzieciak z twarzą zarumienioną od gorączki i przestrachu. Dokoła, niby wiedźmy z rozwianemi włosami i obnażonemi ramionami, poruszały się niewolnice, krzycząc przeraźliwie.

 

Taniec ten kończy się zwykle zapadnięciem jednej z tanecznic w stan jasnowidzenia, w którym wróżyć zaczyna, tj wyjaśniać sposób, w jaki urok rzucono na dziecko, a następnie podaje środki usunięcia go.

 

Jeżeli chory wyzdrowieje, rodzina hojnie wynagradza wróżbitkę.

 

Oto kilka obrazków z wnętrza haremów, które odwiedzając przez ciekawość, po chwilowym, nawet w nich pobycie, opuszczałam zawsze przybita i smutna, opędzając się na progu ich z odniesionych wrażeń, niby ze wspomnień niemiłego snu.

 

[Kurjer Lwowski, 19.02.1890]

19.02.1890